Mam totalną wyjebkę. Obojętnie wzruszam ramionami, a łzy nie mają nic wspólnego z tęsknotą.
Szukam siebie i nie mogę odnaleźć.
Gdzie jest tamten dzieciak, który miał w sobie wiarę?
Gdzie jest uśmiech, który pocieszał innych?
I gdzie jest charakter, który zawsze był silny?