Jest mnie za dużo. Jestem niepotrzebnie. Jestem zupełnie zbędna, jak jednak spacja w tekście za dużo, jak niepotrzebne, puste kartki w książce. Mam wrażenie, że wszystko dookoła mnie jest tak wspaniale, idealnie zaplanowane, a tylko ja nie potrafię się do tego dopasować. Może za kilka lat okaże się, że żyję w czymś takim jak Truman Show? Że wszystko dookoła mnie jest perfekcyjnie zaplanowaną inscenizacją, pośród której tylko ja jedyna nie znam swojej roli. I zawsze muszę improwizować. Jedna ogromna, przerażająca mistyfikacja.
Nie zdziwiłoby mnie, gdyby okazało się to wszystko prawdą. Każdy z mojego otoczenia tylko gra, zawsze jest na swoim stanowisku i ma opanowane swoje kwestie do perfekcji. A ja stoję pośród tego bezradnie, bo znowu zapomniałam przeczytać scenariusz. Po prostu czuję się nie na miejscu w swoim własnym życiu.
Nigdy nie miałam talentu aktorskiego, więc wypadam na ich tle dość żałośnie.
Przykre uczucie.
(*)