Mam już kurwa wszystkiego dosyć, nie mówiąc już o tym, że jutro muszę iść do tej pojebanej szkoły.
Oczywiście wczorajszy dzień nie wypalił, a miało być tak zajebiście.
Wtorek poprawa sprawdzianu z matmy, nic na niego nie umiem.
Ja niewiem co to będzie w tym roku. Mogę już czekać na ten weekend i tylko się cieszyć tym, że będę mógł wybić na imprezę.
Nawet Żakliny nie pożegnałem, jakaś poraszka wczorajszy dzień.. (Żaki, kocham cie.)
Idę więc ale o tym, że mam wszystkiego dosyć to już chyba mówiłem?