Minispódniczka, że ledwo dupę zakrywa, cycki prawie na wierzchu- Beata wracała stopem z pracy. No i ją jeden taki, chcac i niecąc, wymacał w samochodzie. A srał pies to macanie, nie pierwszy, nie ostatni raz, z cukru ona nie jest, na jeden pal to Azję nabili wszakże, ale on, żeby ja za te jej cycyki uchwycić, to raz jedną ręką, raz drugą puszczał kierownicę. A tu ruch na drodze sakramencki, wylotówka, pasy, światła, ludzie z pracy do domów wracają, tiry, busiki, chuje muje, dzikie węże. Panie, mówi do niego Beata, patrz pan, panie, na drogę. Ale gadaj do takiego, mów mu co, tłumacz, a ten nic, tylko mu łapy chodzą jak nakrecone chomiki. ze nie masz rady,żeby coś... Ty mu tu, on Ci tam, ty mu tam, on Ci tu. O bożyscie na świecie z tymi chłopami! A niechże se maca! Jak mam co pokazać, to będę pokazywała.!
No popatrzcież! Taka ona! I któż to widział, żeby tak?! No mówię ci tu, ja tam gadam z nią, ja jej mówież, ja jej tłumaczę, że się sama prosi. Prosi się sama, aż wreszcie się doprosi, wreszcie zobaczy. Bo to wiele trzeba szukać bo to mało takich rzeczy! Wezmą zgwałcą, rzucą w rowie. Ale ona, ja widzę, gzić się chcę! Swędzi ją, taa...?