6 rano. Budzik jak zwykle o tej porze, każe mi wstawać.
Przecieram dłonią twarz. Kolejna nieprzespana noc za mną.
wszystko o tej porze budzi się do życia, oprócz mnie.
Promienie słońca, wpadają do pokoju. Jest cisza,
która tak przeraźliwie mnie wykańcza.
Sufit wydaję się być w tym momencie najlepszym przyjacielem.
Wiem, że jestem sama. Choć codziennie zmierzam korytarzem pełnego ludzi,
w środku czuję pustkę. Nie ma mnie, dla nikogo, i nikogo nie ma dla mnie.
Uciekam od jakiegokolwiek dotyku. Otwieram oczy i mówię, że jestem silna.
Dam radę - dopóki sama naiwnie w to wierzę.