a więc.. zauważyłam, że nie ubię radości równie mocno jak rutyny. zawsze, gdy wyczuwam dobry humor, zaraz staram się go sobie zepsuć. lubię to. lubię czytać blogi ludzi pragnących śmierci, słuchać myslovitz i lubię wybierać książki, których potem jula nie zamawia. to jest na prawdę fajne. fajny jest ten zły nastrój, który mnie w pełni zadowala, bo nie mogę powiedzieć, że płyną we mnie pozytywne emocje.
poza tym,to bardzo mocno kogoś nienawidzę. nienawidzę bardzo, przebardzo. nienawidzę tego orginalnego ksera, które uniemożliwia mi bycie nieprzeciętnym [i wicewersa sobie]. nie widać tej mojej nienawiści. staram się. już nie jest tak jak było i nie pragnę powrotu do przeszłości. bo i poco?
ochy, achy. prawda, że cuudne zdjęcie k$$iężniczkowe? ;d