uśmiecha się, ale czy jest szczęśliwa?
patrzę na te kilka przedmiotów, zdobyczy z trasy. ulotki, bilety, grecka gazeta, liść laurowy zerwany prosto z krzaczka w Splicie (Chorwacja), fragmenty twierdzy Kale w Skopjach (Macedonia), mapa Belgradu i Chorwacji, szyszka z granicy albańsko-macedońskiej, pieczątki w paszporcie, dane kontaktowe do kierowców i przypadkowo poznanych ludzi. brakuje tylko macedońskich ogórków i pomidorów, najlepszych jakie kiedykolwiek jadłam.
czuję się zupełnie inną osobą. nie tylko z powodu konieczności radzenia sobie w skrajnych sytuacjach. rady i poglądy ponad setki kierowców, którzy nas zabrali, a także niezliczonej ilości innych osób z którymi zdarzyło mi się rozmawiać, zostawiły swój ślad. myślałam, że wrócę i wszystko będzie tak jak przed wyjazdem. całe szczęście, nie jest.
najważniejsza lekcja, jakże prosta i banalna w swym przekazie:
żyć w zgodzie ze sobą, realizować swoje marzenia, nie oglądając się na innych.
nic prostszego, prawda? ale ile razy spotykamy się z nieakceptacją naszych planów w otoczeniu. kupno nowego samochodu czy wybór pubu do którego dzisiaj pójdziesz, to trochę inne decyzje, niż np. podróż dookoła świata zajmująca 5 lat, niczym Kinga i Chopin albo decyzja o rzuceniu studiów i pojechaniu na misje do Afryki czy EVS. trochę różnią się od marzeń o 'świętym spokoju', domku z białym płotkiem, kochającym mężu i gromadce dzieci. nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko stabilizacji. jednak, częściej słyszymy i akceptujemy pragnienie spokojnego życia niż szalonej podróży na drugi koniec świata.
mam swoją wizję i nie zawaham się jej realizować. i nie zgadzam się na żadne półśrodki.
'Życie jest zbyt krótkie by pić kiepskie wino...'
czytać kiepskie książki i marnować czas z niewłaściwymi ludźmi.
i jestem szczęśliwa.
ale to nie jedyne, czego się nauczyłam.