Poniedzialek, 2009-12-28, Currie Harbour, King Island, Tasmania.
Nieco ponad polowe drogi z Pt. Fairy szlismy na silniku, bo nie bylo wiatru. W nocy na kilka godzin morze wygladzilo sie, jak polane olejem. Cudownie odbijal sie w tej wodzie zachodzacy Ksiezyc. Potem byl rownie piekny wschod slonca. Rano pojawil sie wiaterek i ostatnie 20 mil znow zeglowalismy.
Currie Harbour jest niezwykle maly, ciasny i bardzo trudno dostepny. Na szczescie rozkolys byl niewielki i bez problemow wplynelismy do srodka, lawirujac pomiedzy rafami i mieliznami. Lokalni rybacy wskazali nam wygodne miejsce przy kei. Jedyny problem to paskudnie brudzace opony, ktorymi obite jest cale nabrzeze. Zawieszenie na obijaczach deski zalatwia sprawe; brudzi sie tylko deska.
Miasteczko Currie jest tak male, jak port. Ale wszystko, co potrzeba, jest w nim dostepne. Zalatwilismy zakupy, pranie i zjedlismy kolacje w pubie. Jutro wczesnie rano wyplywamy do Macquarie Harbour (Strahan). Mamy do przejscia 150 mil, wiec liczymy na to, ze uda sie nam tam dotrzec w srode przed zmrokiem.