Dziewczyny - powracam. Nie potrafię się obejść bez tego photobloga, on dla mnie dużo znaczy. I tak jestem na diecie i tak, a wasze wsparcie tyle mi dotąd dało! :) Zjebałam wagę przez spotkanie z przyjaciółmi, podczas którego wpieprzyłam paczkę chrupków, szarlotkę z lodami i czekoladę. Wiem, wiem, masakra, ale zmienię to.
Dzisiaj o mało co się nie rozpłakałam na WFie. Mieliśmy ćwiczenie nazywane "taczką". Koleżanka, z którą ćwiczyłam, jest niska, ale bardzo szczupła - waży 40 kg. Podniosłam ją bez problemu, ale kiedy nadszedł czas, kiedy miała podnieść mnie - odskoczyłam jak oparzona. Przyszedł nasz pojebany nauczyciel i zapytał się, co ja wyrabiam i mam się kłaść, aby koleżanka mogła mnie podnieść. Prawie się rozpłakałam. Nie wiem, dlaczego. Chyba przez to, że bałam się, że M. (moja koleżanka) mnie upuści, bo jestem taka tłusta. Jeszcze do tego ona uparła się, że nie będzie dwa razy z kolei i że mam przestać sie wygłupiać. Nie chciałam tego. Nie chciałam, żeby wszystkie moje koleżanki z klasy zaczęły się śmiać ze mnie i z mojej wagi, bo skoro mnie nikt nie potrafi unieść, to muszę pewnie ważyć z 2093039 kg.
Wiem, że to śmieszne, ale to była dla mnie naprawdę ciężką sytuacja. Mam do tego zjebanego nauczyciela i nie wspomnę nawet o tym, jak się na mnie patrzał przez resztę lekcji.
Muszę schudnąć. MUSZĘ. Aby przestać się wstydzić lekcji WF i nie martwić się o to, że ktoś gapi się na moje grube nogi.
Śniadanie: Activia + kubek kawy.
Drugie śniadanie: (w szkole, oczywiście robione przez mamę! ;/) ciemna bułka z ziarnami z pastą z łososia.
Obiad: mała ilość ryżu, pierś z kurczaka oraz trochę surówki.
To tyle.