Szło mi już tak dobrze i oczywiście coś musiało się popsuć. I to nie z mojej winy, rozumiecie to?!
A więc poszłam do tej babci z myślą, że jestem najedzona po 7 zbożach i nie tknę niczego. Byłam hepi i w ogóle. Przyszłam do babci, która wyłożyła ptasie mleczko. Pyta się mnie, czy jem. Ja odpowiadam, że nie. Potem babcia zapytała się, co jadłam dzisiaj na śniadanie. Ja głupia nie wyczułam żadnego podstępu i powiedziałam "no jogurt". Potem babcia, czy jem pieczywo. Ja mówię, że nie. I ona do mnie, że ona już od dłuższego czasu podejrzewała, że jestem na diecie i chyba musi porozmawiać z mamą (WTF w ogóle). Ja się wkurzyłam i jednocześnie wystraszyłam (moja mama jest źle nastawiona do jakichkolwiek diet) i zaprzeczyłam, że jestem na diecie. Potem chwilę był spokój i babcia wyłożyła te cholerne lody. A ja, jak głupia idiotka, nabrałam sobie ze cztery czy pięć łyżek tych lodów po trzy razy i po zjedzeniu tego wszystkiego, mimo iż miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę i zwymiotuję, powiedziałam z udawanym uśmiechem: WIDZISZ, NIE JESTEM NA DIECIE.
Wcześniej jeszcze zjadłam 3 ptasie mleczka, które również wpałaszowałam, żeby nikt nie miał żadnych podejrzeń.
Nie wiedziałam, że to będzie takie dziwne uczucie, nie wiedziałam, że będę miała takie wyrzuty sumienia. Już chciałam zaglądać do szafki po jakiś środek przeczyszający. Potem sobie pomyślałam, że jestem głupia, że to tylko i wyłącznie moja wina i sama przecież to potępiam. Ale mówię wam, mam ochotę zwymiotować, czuję się jakby moje nogi właśnie grubły o 29839328 rozmiarów.
Boże, dlaczego ja się tak dziwnie zachowuję?!
Od jutra nie ma zmiłuj. Jedziemy z Activią, owocami, warzywami i nie ma żadnych wytłumaczeń. KONIEC, DO JASNEJ CHOLERY KONIEC.
A dzisiaj odpuszczam sobie obiad, bo mam dość.
3 ptasie mleczka + 3 razy 5 łyżeki lodów. Brawa dla mnie.