Dziś szpital. Znowu badania i w ogóle.. zobaczę co u mojego maleństwa.
Tygodnie gdzieś między wersami.. Ponuro, wręcz mrocznie się robi z dnia na dzień. Od smutku do pierdolonej chandry, pogrążenia z całym tym stanie i wręcz upajania się tym, patrząc gdzieś zza szyby na świat.
Fajnie jest nauczyć się stawiać się w prawdzie... W końcu. I prawdą jest to, że chociaż bym chciała bardzo, to nie mogę powiedzieć: ''jebać to wszystko, było minęło'', bo nigdy tak nie poczuję. Jest ciężko po prostu, ale trzeba iść do przodu, bo jeżeli nie JA i ONO, to każdy inny i bycie marionetką, która nie żyje.. Nie chcę tak.
Opanowałam robienie zupki z serków topionych na lvl mistrza. ( 3 talerze na kolację i 2 na śniadanie dziś i już nic nie ma.)
Słucham i słucham.