Cudoooownie.
Jak zwykle, jedna decyzja i wszystko w łeb :/ Nie potrafie ich podejmować, po prostu każda jest zła.
Wieczór, dzień stracony i jakieś 3 dni będą na wpatrywaniu się w ściany, mysleniu o tym co niekoniecznie (choć może) się dziać i gdybaniu "co by było gdyby".
Znów wszystko zrypałem... mam już dość swoich decyzji.
Teraz zostaje mi siedzieć, odganiać smutek i gdybać w oczekiwaniu, suuuper.
PS. moi rodzice myśleli, że nigdy poza jednym dniem nie uroniłem łzy... a mówią że tyle o mnie wiedzą.