To od czego by tu zacząć...
Ostatnimi dniami sporo się działo. Może po kolei-
W czwartek spotkałyśmy się w stajni i pojechałyśmy w teren. Skupiłyśmy się na ćwiczeniach z L2. Czuję, że jest coraz lepiej. W ciągu zaledwie kilku miesięcy moja współpraca z Błyskiem odwróciła się o 180 stopni-oczywiście w tę "lepszą" stronę :) Mogę oddalić się od innych koni i galopować między drzewami bez obawy, że za chwilę wrócę do stajni poniesiona przez konia. Wszystko idzie w dobrą stronę zarówno z ziemi jaki i z siodła.
Z Kosmitą jest...gorzej. przekonałam się, że koń po join-upie, ponad roku prawie cotygodniowej pracy z ziemi może nie mieć za grosz szacunku do człowieka. Jeśli chodzi o nasze sesje, to po pokazaniu, że jestem liderem wszystko było Ok. Owszem, zdarzały się gorsze dni, ale nie takie jak tamten. Po krótkiej pracy na dwóch lonżach (na których coraz lepiej sobie radzi) postanowiłam, że wsiądę na chwilę i pojeździmy (miał na weekend iść na rajd i miałam na niego wsiąść). Wsiadłam pod stajnią, ale koło lonżownika strasznie się czegoś bał, więc zsiadłam, by spokojnie przeprowadzić konia i pokazać mu ,że nie ma się czego bać. Przy zamykaniu bramki, może chwilę wcześniej okazało się, że nasze relacje nie są dobre. Nie wiem czego, ale Kosmita się panicznie czegoś wystraszył, tak, że wbiegł na mnie i uciekł na drugi koniec ujeżdżalni. Dostałam kopa w głowę, ale na szczęście miałam kask, który skończył z rysami, a na nodze mam sporego siniaka (właściwie nie wiem od czego, bo spadłam na piasek, chyba od zamku z czapsa) i 2 obtarcia na twarzy :P
Nie powiem- byłam w szoku. Taranujący koń to jednak straszne przeżycie.
Wyciągnęłam z tego tyle,że jego szacunek w stosunku do mnie wynosi 0 i musimy się porządnie brać za robotę. Zastanawia mnie tylko to, czy chociaż odrobinę poskutkuje :P. No cóż...trzeba to przemyśleć czy jest sens.
Może już dosyć o tym... W piątek pojechałam na Woodstock i bardzo mi się podobało :D Ze wszystkimi można pogadać, poznać nowych ludzi, pochodzić na koncerty. Tyle piątek przybiłam, że hoho. W sumie to dopiero jak się rozdzieliłam ze znajomymi, to poszłam dłużej posiedzieć na koncercie xD Super było, akurat miałam ochotę na jakiś "cięższy" metal. Pierwszy dzień bardziej pokręciłam się...wszędzie, zobaczyłam co i jak itd... W Sobotę też pojechałam, ale zupełnie na spontana i było jeszcze lepiej :D Całe 4 godziny spędziłam prawie pod samą sceną i nawet byłam na "fali" :D Haha, to było genialne :D "Wypogowałam" się na jakiś czas i napewno wrócę tam za rok. Naprawdę świetna impreza i świetni ludzie z WIEEEELKIM poczuciem homoru :)
No to nareszcie powstała moja dłuuuga notka :D Następna pewnie za pół roku ^^