gdzieś poza kontrolą widzę kres skoro ciebie nie ma obok, nie ma łez, nie ma słów, które bolą.
czuję stres a zarazem ukojenie, bo mimo wszystko wiem że ja mam czyste sumienie.
a ty co możesz powiedzieć skoro dawno wyszło na jaw, kto ciągle udawał no a kto się kurwa starał.
pytasz gdzie jest wiara? pomińmy to pytanie. ej kochanie, ten kawałek traktuj jak ostatni taniec.
trzymam cię w ramionach ale na koniec wypuszczam. muzyka przestaje grać, gasną światła, milkną usta.
sala jest pusta, trzymasz mnie za rękę, ale puszczam twoją dłoń i nie złapię nigdy więcej.
mocno bije serce, lecz nie wymieniamy zdania, więc odwracam się na pięcie odchodząc bez pożegnania.
ja znowu jestem sama, whisky już wypiłam, patrzę wstecz i oceniam czy tak bardzo się zmieniłam.
nalewam drugą szklankę żeby nie była pusta, jak pokój, moje serce i słowa w twoich ustach.
wokół tylko cisza i moje wątpliwości, czy naprawdę już przywykłam do jebanej samotności.
nie wiem, może dla mnie to jedyna droga, bo uczucia w moim ciele zamarzają tak jak woda.