Co z tego, że nie zawalam? Że sie pilnuję, kontroluję, chudnę, ćwiczę?
Jestem zajebista w diecie.
I tyle na ten temat.
Bo matka znów się drze, że izoluję się w pokoju, nie chcę z nimi gadać, że tylko śpię lub czytam.
A co ja mam z nimi robić? Skoro mnie nie rozumieją, obrażają, ojciec mnie poniża, nie mam ochoty ich widzieć...
Zmuszać się? Skoro co chwilę mi wypominają wszystkie błędy życiowe? Skoro nie mogą się pogodzić z tym, jaka jestem?
TO POPIERDOLONE. Jeszcze na święta do rodziny jedziemy - to bedzie koszmar, każdy mnie będzie moralizował. Że mam dobrych rodziców, a taka niewdzięczna, że rzuciłam szkołę i przez to moi rodzice mają stresy, że muszą ze mną jeździć po lekarzach, bo jestem jebnięta .. Mam kurwa dość. Że nie doceniam ich pracy nade mną, że przeze mnie nie śpią po nocach, że mam wszystko a jeszcze mi mało ... Ja mam to wszystko gdzieś. Chcę uciec, wyjechać, sama nie wiem gdzie.
Bilans: szpinak z kurukydzą i ogórkiem - 85 kcal
kawa
pół miski zupy grzybowej - 64 kcal
dalej nie wiem. 8 papierosów. Herbata. Idę do koleżanki, pewnie znów kawa.
_________________________________________
około 200 kcal - 300 - jeżeli coś zjem u kol.
Wczoraj się nie skusiłam na czekoladę.
Dzis też się nie skuszę.
Chudego!