Szczerze mówiąc nie wiem od czego zacząć, nie wiem jak to ubrać w słowa, żeby nie wyłożyć wszystkiego na talerz, żeby nie było zbyt emocjonalnie. Ale nie może nie być emocjonalnie, bo to było prawie jak prawdziwe. Wiem, że prawie robi wielką różnicę. Mimo, że czas ucieka, wciąż mam sentyment, który czasem się odbija w nocnej egzystencji. Czasami jest podsycany. Lubię to, aczkolwiek to mnie chyba gubi, a z drugiej strony nie wyobrażam sobie, że mogłoby tego zabraknąć. Szczególnie teraz, gdy nieuchronnie zbliża się ku [może nie tak całkiem, ale] końcowi, przynajmniej dla części. Również dla tej części, której wcale nie chciałabym stracić.
Targają mną sprzeczności. Ale nauczona już niektórymi cennymi słowami więcej nie napiszę, za dużo do stracenia. Może naprawdę kiedyś...
Czułam, że mogłabym tak już trwać. Że to jest właśnie to.
I ranek perfidnie zabrał mi ten jedyny sen, w którym mogłabym tak naprawdę zostać.
Jednak moja myśl przewodnia wciąż się sprawdza w 100% : Some things never die. They just go quiet for a time but never go die.
chciałabym ukryć się tak, żebyś mnie znalazł.
P.s. Panie magistrze Gratulacje :)
*
Fot. Kamil Stępień.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24