Właśnie zakończyłam bardzo przyjemną rozmowę, mimo że nie obyło się bez problemów. I gdyby ktoś mi powiedział, że kiedyś sobie porozmawiam z takim kimś tak po prostu to stuknęłabym w czoło i siebie i jego. Nawet nie oczekiwałam jakiegokolwiek zainteresowania. Chociaż pierwszego dnia dałabym się przecież pokroić. Moja uwaga nie skupiła się może tak bardzo na tym konkretnym. A zresztą jak tu się skupiać wśród tak licznej reprezentacji.
Uwierzycie, że ktoś powiedziało mnie cicha i nieśmiała ? Aż sama w to nie wierzę, a jednak było inaczej niż zwykle. Nawet nie wiem jakimi słowami to określić. Może ja już tak po prostu mam, że nie wiem co ze sobą zrobić, mimo że w środku tak huczy, że aż miota na zewnątrz. Miota, ale słowa nie piśnie. Chociaż moja 'nieśmiałość' mogłaby pójść w parze z tą drugą - równie skromną ;]
To wszystko takie szalenie miłe było, a do miłych rzeczy lubi się wracać. Więc wróćcie ;]
Dzień właściwie idealny.
Idealna pora przebudzenia.
18 - zajęcia - wyśmiane, wytańczone, z maxem numerów.
Powrót koło 23 z minutami.
Ta miła rozmowa.
Czas na dobranoc i co ? Znów jutro, znaczy dzisiaj wstanę późno, nawet nie wezmę się za naukę tylko za sałatkę, którą później skonsumujemy na grillu i o sielanka. One perfect day.
A potem harówka, harówka, harówka i za krótka doba...
A potem będę żałować tego leniuchowania.
Myśl świtająca już gdzieś koło 2 tygodni.
So close no matter how far...
No nothing else matters...