Wiesz co ?
Doszedlem do wniosku ze milosc jest do dupy...
Dziwilem sie ludziom co sie spotykali bez wiekszych uczuc i nie przywiazywali do tego wiekszej wagi...
Teraz ich rozumiem... Bo teraz sam sie bd bal zaangazowac w cos wiekszego.
Im bardziej sie angazujemy tym bardziej boli rozstanie...
"Czasami milosc to nie wszystko". Racja...
Bo licza sie jeszcze marzenia i potrzeby 2 czlowieka z ktorym jestesmy.. a co jezeli to nie jest po drodze z naszym zwiazkiem?
Wtedy ze soba zrywamy...
Ciezko jest poswiecic cos co daje nam obojgu taka przyjemnosc... ale robimy to bo myslimy ze tak bd najlepiej...
Jednak z kilka lat konczymy z kims kogo nie kochamy tak mocno jak swoje pierwsze czy mlodziencze milosci.
Z 2 dzieci a sam zwiazek polega na tym zeby sobie poradzic w zyciu i nie byc samemu...
Wtedy wrocimy wspomnieniami do przeszlosci i bd sobie pluc w brode ze odrzucilismy taka szanse na lepsze zycie.
A jednak bd patrzec na to ze moze tej 2 osobie sie udalo...
Milosc jest dzifna. Dlatego bierz co Ci daja teraz! Bo pozniej mozesz zalowac ze sie odpuscilo...
Baw sie, zyj, pracuj, smiej i placz...
Samo zycie ;)
SebZer0