"Kiedyś próbował jej wyjaśnić wszystko, co dzieje się w mózgu osób dotkniętych gwałtownym uczuciowym powikłaniem ogólnie znanym jako miłość, za pomocą swojej chemicznej teorii miłości. Według niego nie miało to nic wspólnego z szaleństwem, namiętnością i zauroczeniem. Brzmiało raczej jak raport laboranta. Sprowadzał wszystko do hormonów, dopaminy i odpowiedniego garnituru genów. Starał się ją przekonać, że można być szczęśliwym dzięki jakimś czarodziejskim inhibiotorm wychwytu zwrotnego serotoniny. I chociaż brzmiało to jak fragment tytułu jakiejś okropnie nudnej pracy doktorskiej, wiedziała, że cokolwiek to było, ona dowie się dokładnie co to znaczy. Chociażby po to, żeby się upewnić, że on nie ma racji. Gdy pisał to wszystko do niej, czuła się szczęśliwa i wiedziała na pewno, że żadne inhibitory nie mają z tym absolutnie nic wspólnego."