Starocie, ja wiem.
Na dodatek jakość ssie, bo wzięłam to zdjęcie z grona. Roar!
Potrzebuję więcej samokontroli.
Ostatnio, chyba wczoraj w kościele... tak, to było wczoraj. W każdym razie nie mogłam zapanować nad swoim śmiechem. Był zdecydowanie nie na miejscu.
No cóż... ale jak tu, do jasnej ciasnej nie śmiać się z faceta w podeszłym wieku, zawzięcie drapiącego się po tyłku?
Albo ministranta ze świeczką, który wyglądał jakby miał zaraz wywinąć pokaźnego orła i na dodatek nie mógł znaleźć osoby bez zapalonej świeczki mając na nosie okulary?
Lub Edytki, co przez piętnaście zwrotek 'Baranków młodych' niemiłosiernie zdzierała sobie gardełko i obserwując ją miało się wrażenie, że jest żabą Baśkopodobną* mającą połknąć czarną gałkę na stojaczku, zwaną 'mikrofonem'.
Weźmy również za przykład własną siostrę z jeszcze głupszym śmiechem. W dodatku z megahipergłośną czkawką!
No dobrze, to co napisałam wcale nie było śmieszne, zabawne, żartobliwe, ani nic związanego z tymi rzeczami.
Ach, po prostu przez te święta nieźle poprzewracało mi się w łepetynce. Moje ciśnienie gwałtownie wzrosło, dostaję oczopląsu, mam zdarty język, włosy wypadają i padam na cyce. To tak w ramach wyjaśnień.
*Baśka- emokatechetka
Mokrego, kurczaczki! :-*