A kto, jak nie było Pani wydziwiał przy Panu kowalu, a potem gdy Pani już była, to grzecznie nogi podawał ?!
Boję się myśleć co ona wyprawiała w trakcie pierwszego podejścia zrobienia tylnich kopytek, skoro jak przyjechałam to poradzono mi by najperw całe pole zaorać a potem się zgłosić z powrotem - w żartach wszystko oczywiście Jednak nikt mnie nie zastąpi, nie podrobi, i jak tu podważać fakt, że konie nie rozpoznają/ zapamiętują ludzi, gdy dzisiaj z liną na ziemi podnosiłam tyły, a potem to samo tylko, że przy mnie robił pomocnik kowala.
A kto potem ślicznie pracował na "stadionie" a dzień wcześniej pokonywał kombinacje z drągów przeróżne, bał się koszul na polach, a przechodził bez zawachania obok kłada z przyczepką i z dzieckiem z kolorowym kręcącym się wiatraczkiem?!
- chyba cały czas ten sam cudowny konik tyle wspaniałości w jednym zwierzaku, aż się zasłodzić można od takiej ilości słodkości