Tak się czasem dzieje że budzisz się z ręką w nocniku, ja natomiast się w nim topię...
Ten blog jest ujściem mojego bólu którego nie mam gdzie przelać...
Stary 26 letni baran na photoblogu... może tutaj kogoś w porę przestrzegnę..
Z Atkiem byłem 3 piękne lata, za nami wiele wzlotów jak i upadków ale nikogo tak nie pokochałem.
Spogladając na nią sądzę że wcześniej nie kochałem nigdy...
Ale skończyło się na amen. Jej juz się nie chce dalej budować- wyprowadza się.
Wiele razy zjebałem, w głównej mierze stał za tym alkohol... Nie piję ciągle ale jednak mam z tym jebany problem.
Piwko tu, piwko tam, czasami gruby melanż bez ogarki. Klocek do klocka i zbudowałem ruinę.
Ostrzegała mnie - mówiła "masz problem" a ja to bagatelizowałem.
Kiedy zapaliła się nade mną żarówka i postanowiłem pójść na terapię żeby mój kłopot nie przerodził się w dramat... Odchodzi
Wyprowadza się za tydzień a ja wpadam w histerię, jeszcze nigdy się tak nie czułem...
Na kolanach wczoraj błagałem, zarzekałem się w sprawie zmian, jestem na nie gotowy...
Ona już nie... Bezwzglęnie patrzyła na mnie zimnym wzrokiem jakby nic nas już nie łączyło...
Nie jestem typowym ochlejusem spod monopolowego, mam pracę, mieszkałem z kobieta życia i najlepszym psem.
Lecz popiwkowac to ja lubiłem. Praktycznie dzien w dzień po jednym piwie, czasem dwa, czasem trzy.
Wychodzac do kolegów często się spoźniałem nie będąc w domu o założonej porze.. strasznie ją to wnerwiało...
I tak się to wszystko pokumulowało, nie wiem co mam robić. Chcę zmienić swoje życie.. dla niej
Nawet jeśli mnie opuszcza. Nie mam w zamiarze żyć dla nikogo innego