Zanim umrę, chcę walczyć o życie. Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę tam, gdzie zechcę.
ukochany cytat.
Cześć. Dziś napiszę o sobie. Mam na imię Sylwia i całe 17 lat. Urodziny obchodzę 21 marca, a imieniny 3 listopada. Jestem spod znaku barana - więc nie będę opisywać jaka jestem, wszystko dobrze opisane jest na tej stronie TU KLIKAMY. Mieszkam w niezbyt urokliwym miasteczku niedaleko Kołobrzegu liczącym około 25 tysięcy mieszkańców. Cudem ukończyłam pierwszą klasę technikum handlowego. Później zrozumiecie dlaczego.
Jeśli mówić o najlepszym roku był to 1996, zapewne dlatego, że go nie pamiętam, a jednak dał mi życie. Natomiast najgorszym bez wątpienia jest 2013. W tym roku 14 lutego zmarł mój ojciec. Niestety nic na to nie wskazywało. O 23 godzine, 13 lutego trafił do szpitala, z którego zawsze wracał. Myślę, że wpływ na to wszystko miało nieodpowiedzialne zachowanie mojej matki, która mu tego życzyła, będąc pod wpływem alkoholu. Ale nie będę nikogo oskarżać. Byłam tam praktycznie godzinę przed jego śmiercią. Obiecałam, że przyjdę rano, a on prosił o dużo szczęścia, kiedy pytałam, co przynieść. Słowa dotrzymałam, punktualnie o 10 wyszłam z domu. Byłam nawet dumna, bo udało mi się namówić na to matkę. Gdy weszłyśmy na drugie piętro do pokoju R, już go nie było. Ani żadnego śladu po nim. Pacjent zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej. Muszę przyznać, że stchórzyłam uciekłam piętro niżej i nie płakałam, tylko wyłam. Wróciłam jednak po jakiś 20 minutach, trzymałam w dłoniach kartkę na której widniało wszystko, czego nie chciałam widzieć. Na odchodne zabrałam jego rzeczy zapakowane w pieprzony czarny worek. Obiecałam, że już nigdy tam nie wrócę.
Kolejnym traumatycznym przeżyciem było to, że sama jako 16 latka musiałam decydować o kwestiach pogrzebowych. Ktoś chciał go spalić, ale jak ja mogłam się na to zgodzić? Przecież to mój ojciec... sama wybierałam trumnę i kwiaty. Pracownica armaru zadawała tyle trudnych pytań. Jezu, kto by o tym wszystkim myślał w takiej chwili. W domu panowała nieprzyjemna pustka. Nagle przecież brakuje tych wszystkich głupich gestów i słów. Wszystko, co jest w domu kojarzy się właśnie z nim. Wszystko leży tak jak to zostawił. Nagle przychodzą ludzie, którzy nigdy nas nie odwiedzali. Zamykałam się w pokoju i słyszałam tylko jak próbują do mnie dotrzeć. Ale po co? Wolałam się zamknąć w sobie i być duchem z nim.
Następne złe przeżycie w dość szybkim czasie bo 16 lutego. Pogrzeb. Do "kaplicy" wstąpiłam tylko na moment. Nie podeszłam do trumny. Zobaczyłam tylko jego martwe dłonie i znów uciekłam. Moje łzy lały się strumieniami jak za każdym kiedy o tym myślę. Dziś cieszę się, że nie podeszłam bliżej. Kiedy śnię o nim jego twarz jest żywa, uśmiechnieta i brzoskwiniowa, a jego ręce niestety zawsze są martwe. Ktoś zapytał dlaczego nie wchodzę się pożegnać... ale czy ja chcę się żegnać? Przecież jeśli istnieje coś poza życiem na ziemi, to ja zamierzam go znaleźć i już nigdy nie opuścić. Przychodzi czas wyprowadzenia trumny z kaplicy. Idziemy w pierwszym rzędzie. Ludzie tylko patrzą kiedy rzucimy się w jakiejś histerii i zaczniemy dźgać się nożami w serce, żądni sensacjii. Stojąc nad grobem patrzyłam jak trumna zjeżdża w dół zabierając część mnie, mojej radości i chęci, zostawiając po sobie tylko wielką bliznę. Ale już nie płakałam. Wiedziałam, że on by tego nie chciał. Nie myślałam, że cmentarz stanie się moim drugim domem. A jednak. Czuję się tam dobrze. I odwiedzam go co tydzień. To dziwne już za życia wiedzieć, gdzie zostanie się pochowanym. Tymbardziej w moim wieku. Ale cieszę się i nie boję, bo wiem, że albo nie będzie nic po drugiej stronie, albo będzie on. Po całym pogrzebie przyszedł czas na coś w rodzaju stypy. Każdy najeżdżał, że nie byłyśmy z nim do końca, bo się nie pożegnałyśmy. Ale przepraszam bardzo, kto był przy nim w szpitalu? Kto żył z nim tyle czasu? Kto dzwonił po pogotowie? Oni odwiedzili nas przez tyle lat ile żyję może raz. Ale oni byli się przecież pożegnać, ale gdzie byli przez resztę życia? Więc jakim prawem ktoś powie mi, że mnie nie było?
Od tamtego czasu znacznie pogorszyły się moje relacje z matką. Ona pije, spotyka się z facetami i rzuciła pracę. Nie potrafię tego znieść i jest coraz gorzej. W domu wciąż dochodzi do awantur. Jest mniejwięcej tak jakbym od razu straciła i matkę i ojca, ale nie ważne. Co mnie nie zabije to wzmocni.
Nie mogę powiedzieć, że uporałam się z tą myślą. Przez pół roku zrobiłam więcej błędów niż przez całe życie. Ale to mnie czegoś nauczyło. Dziś już nie piję, nie palę, nie ćpam. Robię wszystko by był ze mnie dumny. Mam wyznaczone cele. A to jest najważniejsze w życiu. Mieć cel. Bo bez tego to nie ma sensu. Żyjesz po nic. A na koniec budzisz się i myślisz jak zmarnowałeś swoje życie. Ja tak nie skończę.
TU KOŃCZY SIĘ MOJA HISTORIA A ZACZYNA ODPOWIEDŹ NA PYTANIE O ĆWICZENIACH I DIECIE.
Jeśli to ktoś przeczytał to mam nadzieję, że pomyśli zanim napisze jak mu źle, bo waży 30 kilo a rodzice się martwią... widzą jak to niszczy i chcą ratować część siebie, która pozwala im jeszcze żyć w tym popieprzonym świecie. Jaki sens ma zabijanie siebie w tak głupi sposób, w tak młodym wieku? Nie mówię, że ja mam źle w życiu, bo są gorsze rzeczy. Są ludzie, kórzy nie mają rąk albo nóg. To jest prawdziwy problem. A jednak cieszą się, że w ogóle żyją.
Więc jeśli zaczniecie się odchudzać z kości na ości bądźcie tak uprzejmi i pomyślcie chwilę o najbliższych. Między chudym a wychodzonym jest naprawdę cienka linia, kiedy schudniecie 5 kilogramów, to dlaczego nie moglibyście schudnąć 10? Objęcia anoreksji mogą Wam zabrać najpiękniejsze lata z życia, a mogą nie być aż tak hojne i zabrać je odrazu.
Nie oszukujmy się nie istnieje żadna w pełni zdrowa dieta. W jednej eliminujesz tłuszcz, w drugiej mięso w trzeciej praktycznie nic nie jesz. Nasz organizm potrzebuje różnych związków do prawidłowego funkcjonowania. Można mieć 5 kilogramów nadwagi i stracić to w tydzień wyniszczając organizm, a można mieć tyle samo nadwagi i walczyć z tym przez miesiąc. Jaka jest różnica? W pierwszym przypadku to tylko chwilowe zrzucenie kilogramów. W drugim nie ma żadnych efektów jojo. Niech Wam "chudość" nie namiesza w głowie, bo najważniejsze jest ZDROWIE.
Chyba większość z nas próbowała głodówek. Nie bez przyczyny po paru dniach widać zmęczenie. A co dopiero po miesiącach katowania rygorystycznymi dietami. Skóra staje się matowa, włosy wypadają, łamią się paznokcie, pod oczami pojawiają się sińce. To jest właśnie dowód, że nic dobrego nie kryje się za dietami ubogimi we wszystko.
Co do mojej diety. Nie mam takowej. Jem, co chcę i to na co mam ochotę. Jednego dnia mam ochotę na same owoce. Drugiego na pizzę. I co aż tak źle wyglądam? Nie mówię, że macie codziennie wcinać lody przed telewizorem, ale błagam na litość boską nie odrzucajcie wszystkiego, bo wszystko jest dla ludzi. Wszędzie gra rolę jedynie małe słówko UMIAR.
Więc jem tak jak jadłam przed rokiem, tylko o połowę mniej. Tadam oto i sekret dr. Sylwii "NIE TRZEBA SIĘ GŁODZIĆ".
Co do ćwiczeń wykonuję codziennie chyba, że bardzo doskwiera mi ból. Póki co robię tylko ------> 8 min abs, 8 min legs, 8 min arms z obciążeniem 1,5kg TU KLIKAMY, mel b trening pośladków, mel b 10 min trening brzucha, mel b ćwiczenia rozluźniające i rozciągające TU KLIKAMY. A teraz odkrycie roku - BIEGAM (po tamtych wydarzeniach przyprowadziłam do domu 2 letniego huskiego ze schroniska do domu) zdarza się, że biegam godzinę, oczywiście z przerwami, bo nie mam aż tak dobrej kondycji. A zdarza się, że to tylko 20 minut. Jeśli ktoś nie może biegać, albo za oknem pada deszcz i zwyczajnie nie chce się wyjść polecam ćwiczenia cardio. Tylko takie ćwiczenia skutecznie redukują tk. tłuszczową, reszta z moich ćwiczeń działa na mięśnie. Gotowe zestawy z ćwiczeniami, które przyśpieszają bicie serca znajdziecie na youtubie TU KLIKAMY.