Cóż...
życie jest dziwne, od przedostatniego wpisu minął prawie rok, przez kilka miesięcy było pięknie, żyłem w związku z piękną dziewczyną, chodziłem na siłownię, ćwiczyłem, uczyłem się, przyszły wakacje... pomagałem w rozstawianiu obozu, pojechałem na żagle, na mazury...
Pojechałem do Szwecji na erasmusa...
po dwóch i pół miesiąca spędzonych tam, muszę powiedzieć, że czuje się wyrwany z kontekstu, spędzam ten tydzień spowrotem w Warszawie i jakże trudno nie odnieść wrażenia jak to wszystko mało znaczy.
Odległość
Kraj
Język
Jestem tu, mieszkam w swoim domu, z rodzicami, jednak większość czasu spędzam z innymi ludźmi. Większość czasu, czuję się samotny, pomimo otoczenia znajomymi. Spotykam się z dziewczyną, widzę szczęście w jej oczach, cieszę się... szczęściem odbitym?
Za każdym razem gdy ktoś pyta, odpowiadam to samo, tam w Szwecji, mam w chuj roboty... ale w zasadzie jak tak pomyślę, to kogo ja okłamuję? chyba samego siebię...
Za każdym razem, jak z kimś rozmawiam, odpływam gdzieś myślami, nie słyszę, nie rozumiem... świat płynie znów wokół mnie, moja percepcja wyłącza się, nie chłonę rzeczywistości. Nie czerpię przyjemności ze szczęścia ani szczęścia z przyjemności... znowu jestem zimny, pusty, suchy...
czuję się zagubiony... sam w sobie...
nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię, sobie pomóc...
podążam w stronę niesprecyzowanego celu...
stoję po środku pustej przestrzeni, w swoim własnym incepcyjnym świecie, z którego nie pamiętam jak wyjść...
taki trochę chuj...
-szach...