Muszę się wyżalić, bo wiem że i tak nikt nie czyta długich notek :D Więc co mi szkodzi... Boli mnie kręgosłup (jak czołg) Boli mnie łopatka (tak trochę) do tego serducho... W ogóle umieram pomału... Ale co tam... Matura! Taa chyba nie zdam :( W ogóle nie ogarniam budownictwa ( ja nie wiem kto mnie tutaj wysłał...) Nie byłoby śmiesznie jakby na serio podwinęła się noga... ojjj było by źle... Na pewno uczyniłbym bardzo wiele złych i irracjonalnych rzeczy... no bo musiałbym się w końcu odbić od dna... Tak.. Jestem na dnie. Ale to jedną stroną bo drugą od ponad roku jestem w niebie... ale takim z myszami i szczurami :D Bo nigdzie na tej ziemi nie znajdziemy prawdziwego nieba. (Tak ostatnio się zastanawiałem, czy ono jest... (już znam odpowiedź)) W głębi duszy jest we mnie coś, co nakłania mnie do tego, aby sprawdzić alternatywne rozwiązania sytuacji, w której się znalazłem. Lubię czasami kusić los... zostało coś we mnie z poprzednich lat. Ciekawe co z tymi ludźmi się dzieje, którzy kiedyś byli częścią mojego życia. Teraz moje życie się kręci wokół Niej, a Ona narzeka (czasami) Kto by narzekał na Jej miejscu? Tak.. wiem, wiem... wszyscy. Nikt nie lubi być w centrum uwagi. Nikt nie lubi oddawać siebie samego. Nikt nie lubi... czegoś tam. Prawda jest taka, że mam problem. Jeśli ja się (wezmę i) zakocham, i to uczucie trwa, to już nawet elektrowstrząsy nie pomogą, ani nawet prośby. To nie znaczy, że zrobię z siebie podnóżka i sługę. Nie. To już przerabiałem i jestem mądrzejszy o tą lekcję. Reasumując, jest dobrze, może być lepiej jak się wezmę za siebie samego, ale pomału przestaję istnieć.