Foto by Wiatrak.
Idą święta. Te, których 'magii' nigdy nie jestem w stanie wyczuć. Cóż... nie rozpaczam z tego powodu. Z świąt wielkanocnych najbardziej lubię jajka ze święconki i dobrego śmingusa dyngusa o ile jest ciepło. Ale nie oszukujmy się, to nie jest wesoły okres. 40 dni i jeśli się stosować do chrześcijańskich reguł można ocipieć. Ten cały wielki tydzień, jakaś masakra.I dzień, w którym trzeba przecisnąć się przez tłum 'wiernych' żeby poświęcić koszyczek. A jak się trzeba nagimnastykować, żeby nikt tego koszyczka nie zgniótł... Sama nie wiem, teraz widzę to tak. Kiedyś było inaczej.
To była radocha, całe to pakowanie minimalnej dawki śniadania do koszyczka, strojenie go, spacer do kościoła i dzień niecierpliwego oczekiwania na następny poranek, żeby zeżreć święconkę, która była jakoś inaczej, niesamowicie smaczna... Dyngus i paradowanie po osiedlu z sikawkami i pistoletami wszelakiej maści. Nigdy nie zapomnę bombardoawnia placu woreczkami z wodą z mojego balkonu. W międzyczasie jeszcze jeżdżenie od babci do babci i nieśmiałe dzielenie się jajkeim i szukanie czekoladowych zajączków.
Było zielono, wiosennie i wesoło. Z naciskiem na było.
Czasami spowrotem chcę być dzieckiem.
Zdrowych, wesołych i spokojnych wam życzę, mimo wszystko. ;)) I żeby wasze były bardziej kolorowe od moich.
Doczekałam się! ;D >>Tuu klik<333 ;D
...'Come on boy, I've been waiting for somebody to pick up my stroll'