życie jest krótkie.
cholernie krótkie, nieprzewydywalne, niesprawiedliwe, kruche.
często myślę o swojej śmierci.
myślę o tej wolności, którą będę wtedy miała.
a jednocześnie boję sie stanąć przed moim Panem z tak żałosnym życiowym dorobkiem.
często myślę o ludziach, mniej lub bardziej znaczących, których zostawię.
Mój profil na naszej klasie przezyje wtedy rekordową liczbę odwiedzin ludzi, którzy ni stąd ni z owąd (?) postawią mi tą denną świeczkę, która ani mi nie pomoże w Zbawieniu, ani życia mi nie wróci.
Ludzie nie będą o mnie mówić źle bo przecież wizja nocnego straszenia skutecznie ODSTRASZA o mowieniu źle nt zmarłego. Tak, jakby to Hołownia powiedział... istne "upupienie rzeczywistości".
Nie godzę się na śmierć, na RIPy, na "wieczne ODPOCZYWANIE". Nie godzę się! MÓWIĘ NIE!
Nie chce wiecznego odpoczynku, ja chcę życia, nowego, podobno lepszego. Nie godzę się na murowane pomniki, na łzy, na samotność, na czerń. Jak do tego doprowadzasz Boże? JAK? DLACZEGO? Ja pragnę CIEBIE po tej drugiej stronie!