druga jazda na Baśce, a już mamy malutki progresik. Częste zmiany chodu, oraz kierunku w najstraszniejszym punkcie ujeżdżalni, gdzie dochodziło do licznych spłoszeń/zerwań/nagłych zwrotów, przyniosły świetne efekty. Pomimo tego, że nadal łypie okiem w tamtym kierunku, przez całą ujeżdżalnie daje się poprowadzić w każdym chodzie na całkowicie luźnej wodzy, za pomocą jedynie łydek i dosiadu. :) żeby nie zachwalać, były dwa bryczki i turbo galop, ale podejmując się jazd na niej, właśnie tego oczekiwałam, więc poniekąd mnie zawiodła ich zbyt rzadką częstotliwością :( rozluźnienie jakie uzyskałam pod koniec, u Bony doczekałam się po kilkunastu jazdach, więc chyba było wystarczająco dobrze.
Boncia towarzyszyła nam swoją obecnością na ujeżdżalni, przyglądając się nam i usypiając na jednej ze ścian, skutecznie przeszkadzając w jeździe :) później poszłyśmy na krótki spacer, ilość śniegu zmusiła ją do większego zaangażowania w podnoszeniu nóg, co znowu przyczyniło się do bólu biodra i odciążania nogi (na szczęście chwilowego), więc musimy przystopować dopóki drogi nie będą odśnieżone.. gruda zeszła ze wszystkich nóg już po 3dniach, jednak im lek bardziej śmierdzi, tym skuteczniejszy :)
"najmniej groźny jest ten, kto najgłośniej szczeka" ;)