Widać, nadszedł czas pożegnań.
Wczoraj był cudowny dzień.
Pomijając tego kretyna w Hadesie, było perfekcyjnie.
Jest tak wiele osób z którymi sie nie pożegnałam.
I na dobrą sprawę, co chyba boli mnie najbardziej, żałuje tylko jednej.
Ale cóż, taka chyba kolej rzeczy.
Mam nadzieje że w Warszawie zapomnę.
Za 3 godziny będe już w pociągu i zobaczę Kutno.
Zaskakujące jest jak szybko się przywiązałam do tego wszystkiego.
Nie było idealnie, bądźmy szczerzy, czasami było tak źle ze chciałam uciec.
Jednak koniec końców, będzie mi brak tego miejsca.
Pijackich dram w Hadesie, przytulania pewnej osoby, głupich tekstów Szymona i Nokiego.
Ale tak już chyba musi być.
Coś się zaczyna a cos kończy.
To chyba znak że dorastam.
Nie wiem jakie zycie czeka mnie w Warszawie, nie wiem czy dam sobie znim radę, ale mam obok siebie Kyo, i czuję że mimo wszystko to bedzie cos pieknego.
I się znów wzruszyłam. No pięknie.
I po co ja się malowałam? :)
Toruń to piekne miasto, zostawiam w nim część siebie.
Nie wiem jaką, ale mam nadzieje że dziś na pkp zachowam się jak dorosła.
Nie będe płakać, bo jedyna osoba która ocierała moje łzy, ma na mnie wyjebane.
Pożegnania są trudne, zwłaszcza kiedy jest się łatwo przywiązującą sie do ludzi osobą taką jak ja.
Nie wiem czemu stworzyłam taki poemat.
Po prostu czułam potrzebę wyrzucenia tego z siebie.
Bo serio, będzie mi brak tego wszystkiego.
Kazdej najmniejszej rzeczy.
Nawet Pana z Fresha który zawsze się ze mnie śmieje jak przychodze na kacu po fajki.
Tak, te 2 lata tutaj, to był jeden z najlepszych okresów w moim życiu.