photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 2 MARCA 2014

Truskaweczki

W ostatni weekend, przed moim wyjazdem do Pekinu, miałem miłą niespodziankę. Razem z Alan, Sarą, Gulą i parunastoma innymi, znajomymi rodzinami pojechaliśmy na wycieczkę, na południe od Shenyangu. Była piękna, słoneczna pogoda, a i temperatura już nie dawała się tak bardzo we znaki. Czułem, że nadchodzi wiosna! Tym bardziej cieszyłem się, że opuściliśmy chociaż na chwilę szarą metropolię, a ja z bliska mogłem zobaczyć chińską wieś. Jednak nie spodziewałem się, że doświadczę jej, aż tak dobrze...

 

Okazało się, że celem wycieczki było odwiedzenie jednej z mniejszych wiosek, gdzie przy budynkach mieszkalnych były zbudowane liczne szklarnie. Wszyscy razem wysiedliśmy z busa i skierowaliśmy nasze kroki do jednej z nich. W środku północna ściana była usypana z ziemi i podparta betonowymi filarami, zaś gruba folia była skierowana od strony południowej, by łapać jak najwięcej promieni słonecznych. Wchodząc do środka od razu poczułem się jak w tropikach, a na wyrastających z ziemi krzaczkach ujrzałem... truskawki! Cała zabawa polegała na tym, że każdy dostał miseczkę i samodzielnie zrywał do niej słodkie truskawki. Sam nie wiem kto miał większą frajdę - dorośli, czy dzieciaki. Po udanych zbiorach, przy wyjściu ważyliśmy swoje koszyczki i płaciliśmy dwadzieścia yuanów od jednego jina (jeden jin wynosi w przybliżeniu pół kilo).

 

W okolicy, gdzie się zatrzymaliśmy, na jednym z pagórków pięła się ku niebu samotna skała, obok której został zbudowany klasztor buddyjski. Przed powrotem do Shenyangu również i tam się udaliśmy. Co prawda cały przybytek był nowo wybudowany, ale z całą pewnością była to jedna z bardziej klimatycznych świątyni w jakich do tej pory się znalazłem. Na samotnej skale, górującej nad monastyrem, był wymalowany na czerwono ogromny znak Fo (z chiń. buddyzm lub budda). Porównując do świątyń "wciśniętych" pomiędzy szare blokowiska Shenyangu ów przybytek miał w sobie o wiele więcej uroku. Położony na wzgórzu, u stóp samotnej skały, z widokiem na rozległą równinę, skromne wioski rolnicze i dalekie pagórki na pewno jest lepszym miejscem do praktykowania medytacji, aniżeli wielkomiejska ciasnota. Stojąc przed wejściem do głównej sali medytacyjnej, na najwyższym tarasie rozkoszowałem się zapachem wypalanych kadzideł, złączonym z porywem wiatru i świeżym, wiejskim powietrzem.

 

 

Dobrze, że ostatni weekend wykorzystaliśmy na tę wycieczkę, ponieważ nieco odrodziła ona we mnie wiarę w Chiny, Chińczyków i fakt, że ten kraj dalej może być tak magiczny, jakim go sobie wyobrażałem... Za tydzień będę już w Pekinie, a 11 marca czas na powrót do Polski, ale o tym już w ostatnim wpisie...

Komentarze

~ysabell Skończyła się Twoja chińska relacja, a zaczęła się moja... Wprowadziła się do mnie Jing, drugi rok her master studies of medicinal chemistry, ma siostrę (becouse her parents devorced) i pisze pracę o chińskiej medycynie. Zapraszam do siebie :) Podróż się udała?
11/03/2014 22:31:23