photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 GRUDNIA 2013

Nowe Terytoria

Sobota.

Weekend chciałem wykorzystać w górach. Pogoda do tej pory mi dopisywała, temperatura wahała się od 20 do 25 stopni, było słonecznie, czasem zawiał wiaterek.

 

W moim przewodniku było opisanych parę ciekawych szlaków na terenie Nowych Terytoriów. Wybrałem ten który wydawał mi się najbardziej połączony z historią i kulturą regionu, a także najdłuższy i najbardziej wymagający.

 

Udało mi się ruszyć na wyprawę około godziny 10 rano. Najpierw dość daleko musiałem dojechać metrem, czekały mnie dwie przesiadki. Ostatnia kolej była już naziemna i z zaciekawieniem obserwowałem jak krajobraz zatłoczonych budynków zmienia się na bardziej podmiejski, jak ścisła zabudowa rozrzedza się między wzgórzami, pasmami zieleni i parków. Dojechałem w końcu do północnej części Hong Kongu - Tai Po. Tam wsiadłem w autobus, który zabrał mnie do Tai Mek Tuk - małej dzielnicy, będącej obrzeżami miasta i oferującej liczne miejsca do spędzania wolnego czasu w gronie rodziny, czy znajomych. Stamtąd też blisko do wielu szlaków górskich.

 

Według przewodnika powinno mi zając około godzinę spacer główną drogą na północ, do wejścia na szlak. Autorka pomyliła się nie po raz pierwszy. Doszedłem do rzeczonego punktu Bride's Pool, a tam za wyjątkiem paru grillów i mapy okolicy nic nie było. Z mapy odczytałem że należy iść dalej na północ i ostro zakręcić na wschód, by odnaleźć wejście na szlak, co zajęło mi około pół godziny. Obok, na tablicy informacyjnej wisiała także ciekawa notka, a właściwie ostrzeżenie od Departamentu Zdrowia HK. Ostrzeżenie przed ptasią grypą, która ostatnio daje się we znaki. Cudowny początek.

 

Idąc dalej szosą zauważyłem małe, kolorowe kapliczki pobudowane na pobliskim wzgórzu. Odnalazłem wąską ścieżkę, która do nich prowadziła, więc ciekawość wygrała i poszedłem sprawdzić cóż to takiego. We wnętrzu budyneczków znajdowały się sporych rozmiarów zamknięte wazy, do których dostępu ograniczały mi kraty. Przy każdym z nich mogłem zauważyć wypalone kadzidełka. Wspinałem się na szczyt wzgórza z tajemniczymi kapliczkami, a gdzieś w głowie zaczęła mi się tworzyć myśl odnośnie sensu ich istnienia. Gdy owa myśl była już dość klarowna doszedłem na samą górę i na środkowej kapliczce zauważyłem wiszące, czarnobiałe zdjęcie sędziwego Chińczyka.

Martwego Chińczyka. Byłem na terenie sporej nekropolii. W oddali widziałem kolejne wzgórza wypełnione podobnymi grobowcami. Zabawne że człowiek dziwnie się czuje w takich miejscach, których do końca nie rozumie.

Oczywiście gdy tylko to sobie uświadomiłem na pięcie odwróciłem się o 180 stopni i ruszyłem w drogę powrotną do głównej szosy.

 

Około godziny 13 W KOŃCU znalazłem się na właściwym szlaku. Otoczony drzewami solidnym krokiem parłem przed siebie ciesząc się otaczającą mnie naturą i od czasu do czasu mijając Chińczyków.

Parę razy dochodziłem do zamieszkałych budynków, które służyły turystom i lokalnym mieszkańcom za przydrożne restauracje.

Po dwóch godzinach dotarłem nad wybrzeże, skąd już blisko było do regionu Lai Chi Wo, celu mojej wędrówki.

Lai Chi Wo to mały rezerwat pomiędzy górami, a morzem charakteryzujący się moczarami i rzadką roślinnością. Spacer po jego ścieżkach zajął mi około godziny, aż w końcu ujrzałem ten kulturoznawczy aspekt wycieczki - dawną wioskę ludu Hakka.

 

Tu kończy się pierwsza, sielankowa część mojej przygody.

Kontynuacja w następnym poście.

Informacje o reverendus


Inni zdjęcia: Mój najlepszy kumpel bluebird11#1010 niepoprawnaegoistkaRusałka admirał na dobranoc :) halinam... maxima24... maxima24... maxima24Testowy wpis nigdyci... maxima24... maxima24... maxima24