Chciałabym być szczerą osobą. Szczerą na tyle, by nie bać się przyznać do swojej żałosnosci, do spojrzenia na samą siebie z krytycyzmem i powiedzenia na głos: jestem tłustą kurwą. Nie potrafię sobie przypomieć ile miałam już podejść do any, ile razy obiecywałam sobie zmianę, ile razy wszystko zjebałam, jak ogromną ilość tłustego żarcia po prostu wyrzygałam...
Samokontrola? Nie znam takiego pojęcia. Jestem tylko ja. I tłuszcz. I jedzenie. Cudowny, namiętny trójkąt, którego owocem jest kolosalna liczba na wadze łazienkowej. Patrzę w lustro - czy to naprawdę ja? Nie chcę tego. Mam serdecznie dosyć siebie. TAKIEJ siebie. Nie mam nawet pojęcia w jaki sposób udało mi się zrzucić te 6 nędznych kilogramów. Mało imponująca liczba, wiem, ale gdy się zorientowałam miałam dosłownie kisiel w majtkach. Chcę chudnąć. Dlaczego, kurwa, przestałam? Dlaczego zjebałam?
Dziewiąty luty, zaczynam kolejny, pierdolony raz.