Wracam...
Podsumowanie tych kilku miesięcy niebytu?
ogólnie się wszystko posypało... finansowo/ mieszkaniowo/ rodzinnie- jak się tylko da.
Ale kiedy budzę w sobie to wstydliwe uczucie egoizmu, to stwierdzam, że mi akurat jest dobrze. Mam pracę, którą lubię (ave błękitni wojownicy!), mam wspaniałych ludzi wokół siebie, mam Falcona (mam nadzieję, że jeszcze długo, w tej chwili jedynym naszym zmartwieniem jest jego noga:(), mam wreszcie kasę, żeby realizować swoje marzenia i zachcianki i co najważniejsze w tym wszystkim: mam małża, który mnie w tym wszystkim wspiera jak może, chociaż widujemy się niezmiernie rzadko. Czy to jest złe życie?