Jak ostatnio obiecalam, wrzucam zdjecia naszego nowego mieszkanca Rancha- Brutusa.
Wreszcie rowniez poznalam pelna jego historie... A wiec sprostowanie do poprzedniej notki- Brutus nie zostal znaleziony na ulicy, jak glosila legenda (ech, zycie 2000km od stajni znacznie utrudnia dojscie do prawdy :) ). Tata zabral go od wlasciciela nowo kupionej laki. Gosc jest bezrobotnym, rasowym, wiejskim alkoholikiem a Brutusa trzymal na krotkim lancuchu przy budzie. Jako ze dodatkowo zima zbliza sie duzymi krokami tacie i naszej luzaczce zrobilo sie go tym bardziej zal i zapytali czy mogli by go zabrac do nas. Wlasciciel Brutusa nei mial najmniejszych problemow zeby sie z nim rozstac- jeszcze jeden problem z glowy (oprocz laki ktora kosic raz do roku bylo dla niego zbyt duzym wysilkiem). I takim sposobem Brutusik trafil do nas. Jest mlody i bardzo pokojowo nastawiony wiec od razu skumplowal sie ze wszystkimi dotychczasowymi mieszkancami Rancha- psami, kotami, konmi i pracownikami :) Mam tez nadzieje ze biegajac z reszta towarzystwa po naszych 7ha szybko zapomni jak to jest byc przykutym lancuchem do 2m kwadratowych...
Juz nie moge sie doczekac zeby po powrocie za miesiac do stajni go wysciskac i wyczochrac :)
Zapraszam do mnie :))
JEŚLI MOŻESZ POLUB MNIE NA FB - MAVANTII ;)