Oszukał mnie raz, potem kolejny. Udowodnił, że mi nie ufa. Wciąż popełniał błędy, które wadziły na naszym związku. Wciąż przepraszał. Wciąż wybaczałam. Bo gdy patrzał na mnie tymi oczami nie potrafiłam mu odmówić, zaprzeczyć, odejść bez słowa. Aż do czasu. Kiedy pod wpływem alkoholu sprawił mi przykrość, zaczęłam zastanawiać się czy warto. A gdy dowiedziałam się najgorszego byłam już pewna, że to koniec, definitywny koniec. Gdy dostałam od niej tą wiadomość miałam jeszcze nadzieje, że to kłamstwo, albo pomyłka. Jednak on nie zaprzeczył. Widziałam wtedy w jego oczach lęk i strach, nie był w stanie nic powiedzieć. Odeszłam bez słowa. Strasznie bolało mnie serce, a łzy spływały jak woda z wodospadu. Nigdy nie czułam takiego bólu. Dzwonił, nie odbierałam. Pisał, nie odpisywałam. Ale spotkałam się z nim by w oczy mu powiedzieć, że to koniec. Dużo mnie to kosztowało, bo poczułam lekki wstręt do niego. Patrząc na jego dłonie wyobrażałam sobie jak ją dotyka, a jego usta ją całują. Na sam jego widok się rozpłakałam. Nie mógł mnie przytulić, ani dotknąć nie mogłabym tego znieść. Również uronił łzę. Klękał, przepraszał, błagał, tłumaczył się. Wybaczyłam mu kłamstwo, brak zaufania, oszustwo, ale zdrady już nie umiem wybaczyć..