Siedze w tym obcym mieszkaniu i wciaz czuje sie niezrecznie i nieswojo. Nadal czuje, ze moj dom jest tam. To nie tu chce byc.
Ostatnie pieniadze wydalam bez wahania na paczke i tylko jej zawartosc mi w glowie.
Nic innego mnie nie interesuje. Nie interesuja mnie egzaminy w ten weekend ani klopoty w pracy. Wszystko od siebie oddalam. Chociaz wciaz nachodza mnie natretne mysli, ja wyrzucam je z glowy i udaje, ze jest ok. Ale przeciez przyjdzie dzien konfrontacji, a wtedy polegne.
Nie mam sily, jestem zlamana, zalamana i chyba wolalabym nie zyc. Nie chce znow przez to wszystko przechodzic, jestem zmeczona. Nie chce znow byc zmartwieniem i ciezarem.
Chyba jednak cos do niego czulam
[W jakim momencie czlowiek ma prawo sie poddac i odpuscic? Walczylam, naprawde walczylam. Oni nie potrafia zrozumiec tych blizn.]