Siedzę w pociągu. Godzina 22.34. W przedziale jestem sam. Wyglądam przez otwarte okno wsłuchując się w hipnotyzujący i wszystkim znajomy stukot. Latarnie, domy, drogi, drzewa rozmazują się w iście psychodeliczne kształty. Rozmyślam. Rozmyślam o tym, co musiałem zrobić. O tym, czego mogłem nie zrobić. Obrazy wcześniejszych wydarzeń są bardzo wyraźne. Próbuję zepchnąć to wszystko na dno świadomości, ale ślady krwi na moich rękach są niepodważalne. Te ślady tkwią w mojej świadomości, nie mogę się ich pozbyć. Na litość boską, zabiłem dwie osoby. Możliwe, że całkiem niepotrzebnie. Nie daje mi to spokoju. Chce mi się krzyczeć, ale nie chcę straszyć pasażerów, którzy są chyba wystarczająco wystraszeni zgrają "polskich sportowców" w przedziale obok.
Zabiłem. Dwie osoby. Z rodziny. Matkę i siostrę. Ćpałem od 4 lat. Codziennie byłem na haju. Matka miała tego dosyć. Codzienne awantury, bójki. Siostra brała stronę matki i ona wtedy też obrywała. Nie rozumiały. Nie miałem wyjścia. Nie mogłem poradzić sobie z materiałem na studiach, więc brałem, żeby być na "speedzie" i łatwiej łapać temat. Ale później były ostre imprezki, aż w końcu wywalili mnie z uczelni za posiadanie. Połowa mojego świata się zawaliła. Niewiele później zawaliła się reszta. Wróciłem do domu z nożem. Nie pamiętam, skąd go wziąłem. Matka zaczęła krzyczeć. Uderzyłem ją. Upadła, a ja ją kopałem. W końcu przestałem, a gdy wstała, wbiłem jej nóż w serce. Padła w spazmach na posadzkę, a ja śmiałem się wniebogłosy. Wydawało mi się, że zabiłem wyjątkowo groźnego przeciwnika. Nagle do domu weszła siostra i gdy ogarnęła wzrokiem całą scenę, zaczęła krzyczeć. Szybkim krokiem podszedłem do niej, chwytając drugi nóż ze stołu i podciąłem jej gardło. Chciałem uciec. Ale najpierw musiałem pozbyć się ciał. Jednak nie uciekłem daleko. Nasz sąsiad-policjant zobaczył mnie podpalającego zwłoki, bo nie zdążyłem zamknąć drzwi. Szybka interwencja i trafiłem do aresztu. Wmówili mi niepoczytalność i trafiłem do psychiatryka. Dręczyły mnie koszmary i dopadały drgawki. Nie odzywałem się do nikogo. Nie wytrzymałem tam długo. Postanowiłem uciec. Od wszystkiego, a przede wszystkim od tego, co zrobiłem. Wbrew pozorom to nie było takie trudne. Po ucieczce z zakładu pojechałem do kupla pożyczyć kasę i jakieś ciuchy. Pojechałem na dworzec i kupiłem bilet do Warszawy.
Żeby uciec...
4 nad ranem. Stoję na moście. Patrzę na przejeżdżające w dole samochody i podsumowuję wszystkie wydarzenia z ostatnich godzin. Popadam w głębokie zamyślenie. Ale jestem zdecydowany. Nie boję się jak wcześniej. Wiem, że tak będzie lepiej. Zamykam oczy i obracam się. Po drugiej stronie mostu widzę moją matkę i siostrę. Machają do mnie i coś mówią, ale ich nie słyszę. Myślę - "Czekajcie, zaraz do was przyjdę!" Robię kilka kroków naprzód, wszystkie barwy dziwnie się rozmazują, wszystko dziwnie zwalnia. Mama i siostra stają się coraz wyraźniejsze. Jestem bliżej, ale nadal ich nie słyszę. Słyszę jednak jakiś hałas - niewyraźne odgłosy z oddali. Odwracam się. W jednym momencie wszystko przyspiesza, a ów hałas błyskawicznie uderza mnie razem z wszechogarniającą ciemnością.
"Dzisiejsze wydanie wiadomości zaczynamy od tragicznego wypadku na Moście Świętokrzyskim w Warszawie. Sebastian M. w wieku 23 lat został potrącony przez rozpędzony samochód dostawczy. Prawdopodobną przyczyną wypadku był zły stan psychiczny ofiary, gdyż jak poinformowała nas lokalna policja, uciekł on ze szpitala psychiatrycznego w Piasecznie..."
nie mojego autorstwa to zycie.
Inni zdjęcia: :* patki91gd19.06.2025 evenstar... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24Omówienie historii bluebird11