Wakacyjne jeszcze.
Dziwnie jakoś. Mocno nie tak.
Coś ucieka i nie da się tego złapać.
Życie to zÓo.
Codzienność to zÓo.
To co umyka, przecieka przez palce jest dobre.
Bardzo dobre, ale ucieka i nie można nic na to poradzić.
Myślenie to zÓo.
Zimna to zÓo. Ja chcę wiosnę.
Nie żeby biegać boso po łące, nie dziś.
Ale żeby pozbyć się zimowego płaszcza i butów zmiennych.
I suszarki noszonej na szkolny basen.
I czapki.
I szalika (którego nie umiem znaleźć).
I rękawiczków.
Wspominałam, że coś ucieka? I coś się kończy...
Dlaczego to tak jest, że są rzeczy, które nie mogą trwać równolegle, obok siebie.
Że się nawzajem wypychają z życia i codzienności...?
Za dużo myślę ostatnio.
I za mało i za źle śpię.
I za bardzo marznę.
Sweterki źle grzeją...
Kołdra się za bardzo rozkopuje.
Poduszki stanowczo za szybko uciekają mi spod głowy.
Idę z młodą posiedzieć... Popatrzeć na słodką, prostą, dziecięcą radość.
Bez trosk i wyrzeczeń...
Od rana się zachwycam jej głosem i przesłaniem jej piosenek.
Miłego popołudnia/wieczoru.