"-Przymknij się- warknął Moody.- Powiedziałem ci już, pozbawiona kręgosłupa glisto, że każdy śmierciożerca, który się pojawi, będzie chicał Pottera porwać, a nie zabić. Dumbledore zawsze powtarzał, że Sam- Wiesz- Kto pragnie go osobiście wykończyć. To ochrona będzie się miała czym martwić, bo ich śmierciożercy nie będą oszczędzać."
"Harry czuł różdżkę na piersiach, ale nie próbował po nią sięgnąć. Wiedział, że wąż jest zbyt dobrze chroniony, wiedział, że gdyby nawet udało mu się wycelować różdżkę w Nagini, natychmiast trafiłoby go pięćdziesiąt zaklęć. Patrzyli na siebie, Voldemort i Harry, a po chwili Voldemort przechylił lekko głowę, przypatrując się stojącemu przed nim chłopcu, i okrutny uśmiech wykrzywił jego pozbawione warg usta.
-Harry Potter- powiedział tak cicho, że jego głos mógł być trzaskiem ognia.- Chłopiec, który przeżył.
Śmierciożercy zamarli, czekali; wszystko wokół czekało, Hagrid miotał się w więzach, Bellatriks dyszała ciężko, a Harry pomyślał nagle o Ginny, o jej rozpromienionym spojrzeniu, o dotyku jej warg na swoich ustach...
Voldemort uniósł różdżkę. Głowę wciąż miał przechyloną na bok, jak zaciekawione dziecko, jakby się zastanawiał, co się stanie, jeśli zrobi następny krok. Harry wpatrywał się w czerwone oczy i pragnął, by stało się to teraz, szybko, póki jeszcze może utrzymać się na nogach, zanim straci nad sobą kontrolę, zanim się wyda, że panicznie się boi...
Zobaczył poruszające się usta i błysk zielonego światła... i wszystko znikło."
Żyjemy w czasach, w których słowa "kocham", "żona", "małżeństwo", "wspólna przyszłość" straciły na wartości.