Od smutku
Od złości
Uciec chcę
Świat zaczyna nabierać barw.
Kolory wpełzają leniwie na ściany, rośliny, ludzi.
Wiosna.
Natura budzi się do życia.
A ja?
Tkwię w martwym punkcie i nie wiem co robić.
Chcę schować się w skorupę milczenia.
Chcę zniknąć.
Jednak wiem, że nie mogę.
Wiem, że to zabiłoby Ciebie we mnie.
Mnie w Tobie.
I nas.
Wiosno!
Wraz z powiewem świeżości zabierz mętne bielmo z moich oczu.
Zabierz kajdany z nóg i łańcuchy z rąk.
Pozwól wrócić radości ze szczegółów, z niczego i z wszystkiego.
Czekam.
Bywam taka zimna.
Jak głaz.
Jak bryła lodu.
Wiem, że krzywdzę słowem, wzrokiem i ciałem.
Krzywdząc niszczę cząstkę siebie.
Zaczynam znikać.
Maska za maską zaczną spadać.
Rozbite skorupy oddechu pokruszę w rękach.
Krwią napiszę Ci list.
A w nim pozdrowienie zza muru..
Muru szaleństwa.
Pragnienie dotyku wypala skórę od środka.
Ręce drżą jak w gorączce.
Znów z trudem dobieram słowa.
Epoka bólu rozpoczyna się powoli.
Później będzie gorzej, ale nie martw się.
Raczej sobie poradzę.
A może... może nie?
Słucham uważnie szeptów cieni.
Zabiorą mnie ze sobą, gdy będę gotowa.
Akapity pełne bredni niewypowiedzianych przez strach.
Muszę pisać, muszę milczeć, muszę zostawić swój ślad, bo zapomnisz...