Pięć miesięcy.. Pięć dobrych i złych miesięy, a raczej momentów, chwil, rozmów... Dużo się nauczyłam w tym czasie, za co jestem na prawde bardzo wdzięczna. Dużo dałam z siebie a mało zyskałam. Od pewnego czasu żyłam w kłamstwie, więc to się musiało tak skończyć... hah.. Ale czy to się skończyło? Żadne z nas nie powiedziało definitywnego 'to koniec'.. Żadne z nas nie napisze perwsze bo 'mnie olewa', bo 'siedze i czekam'... Hym... Może to wynika z tego, że boimy się skonfrontować? Że nie chcemy wyjść na słabszych od siebie? No ale tak to już jest, kiedy jest się zapatrzonym, zadumanym, zakochanym w sobie. Pewnym siebie, aż za bardzo... Nie mówie, że wina leży tylko i wyłącznie po Twojej stronie. Może za bardzo się starałam? Może za bardzo mi zależało? Ale z drugiej strony też mogłeś powiedzieć 'ej, spokojnie, przystopuj...' ale nie. Bo i po co? Zrobie z niej kolejną fankę, pobawie się jej uczuciami, a jak mi się znudzi, to zoatawie i niech się z nią dzieje co chce... Jeszcze pokręce z jej koleżankami tak dla fanu i będzie cacy... I ty to nazywasz przyjaźnią?! Żal mi cie, ale mimo to możesz na mnie liczyć, zawsze. Taka już jestem, za dobra nawet dla tych, którzy mnie skrzywdzili...
Masz wyjebane?
Typowe stwierdzenia zakompleksionych ludzi,
którzy sobą tak naprawdę nic nie reprezentują.