pierwsze sniadanko na wyprawie, pod mostem z XktoregośtamwiekuVI, na granicy włosko-austriackiej w Alpach.
Tydzień bez kieliszka.
Zaraz zwariuje.
NIE MOGE!~
Świat nie ma sensu.
kręci mi się w głowie.
Porywam kurtkę,
wybiegam trzaszkając dzwiami.
Najbliższy monopolowy-
biegne jak w transie.
Pani Krysia, tak dobrze
zna moją nie ogoloną twarz
z worami pod oczami.
Nic nie mówi, WIE!
Padaje mi trzy butelki
wina i setke.
Płace, wychodze,
głód mnie pali.
Chce, musze!
Wyrywam korek zębami,
diaboliczny płyn rozpala zmysły.
Dochodze do domu,
mam juz marne zasoby.
Siadam. Wreszcie wszystko po staremu.
Jak mogłem wytrzymac te siedem dni?!
Uśmiecham sie do jakiejs niespokojnej mysli.
Nie wiem, nie chce wiedziec.
Zapomniec, nic nie czuć.
Chce tańczyć śpiewać.
Porywam kieliszek,
Kręcę się w kółko.
Widze twarz diabła
w gęstym płynie.
Ten cudowny taniec....
i ciemnosc, wolnosc, nieogarnięta cisza.
Szum fal, śpiew mew.
zapach soli, smak spełnienia.