Skleroza nie boli, ale ile się trzeba nachodzić - mówią. Ja to się nawet najeździłam, a i tak boli. Finansowo. A było to tak.
Kupiłam na allegro dwie książki od dwóch różnych sprzedawców, ale obie w Krakowie. Z zamiarem oczywiście osobistego odbioru, coby raz/ przyoszczędzić na kosztach dwa/ odbyć wycieczki krajoznawcze. I umówiłam się z państwem na wtorkowe (wczorajsze) popołudnie. Zaraz z Fabryki ruszyłam w drogę na Prokocim. Właściwie może to już Bieżanów? No nie wiem, ulica Kurczaba w każdym razie. Wędrując nią w dół zatrzymałam się przy sklepiku typu mydło i powidło i mało co nie kupiłam czajnika, ale powstrzymałam się zwizualizowawszy sobie widok PpK z torbeckami. No dobra, idziemy dalej. Dochodzimy. Dzwonimy. Otwiera starszy pan. Pyta o tytuł książki, wyszukuje ją w stosiku i podaje. Ja jemu z kolei podaję dieńgi. Pan się dziwi. A, to nie płacone? Ja się dziwię. Płacone? Nie. Dziękuję. Wychodzę. Im dalej odchodzę od bloku, tym bardziej gryzą mnie wątpliwości, czy ja aby faktycznie nie dokonałam wcześniej przelewu. No ale nic, myślę sobie, starszy pan się nie orientuje, to nie jego broszka, on tylko siedział w domu, jak by co, właścicielka mi odeśle.
Udaję się w drogę na przystanek autobusu 133, jak mi to podpowiedziała stronka JAK DOJADĘ. Mam wsiąść w pojazd jadący w kierunku Wieliczki, ale on potem zakręci i wio gdziesik na Piaski i Łagiewniki. Wysiadać będę na przystanku Sucha. Ponieważ kompletnie nie znam tamtych okolic (rozpoznałam tylko dawną siedzibę cechu - zagadka: JAKIEGO CECHU TO SIEDZIBA?), muszę liczyć przystanki, mój będzie szesnasty. Wiecie, jakie to upierdliwe? Nie móc się skupić na krajobrazie, tylko zaginać kolejne palce (potem to już u nóg), a tu jeszcze niektóre przystanki na żądanie i niekoniecznie autobus tam staje. No, szczęśliwie dotarłam, wysiadłam i kolejna przygoda, szukanie ulicy. Znałam ulicę Małą w Krakowie, tym razem przyszło mi poznać ulicę Malutką. Fakt, że trzy domy. Odebrałam książkę, uiściłam, chwyciłam ją pod pachę, bo dużego formatu, ruszyłam jakimiś dróżkami w poszukiwaniu przystanku tramwajowego ósemki, nadjechała dziesiątka, tyż piknie. Wysiadłam z niej przy placu Wolnica, żeby się przesiąść w trzynastkę, o, będzie za dwie minuty, a tu wystawa sklepu z butami. Oho, te by mi pasowały do torebki (wiem, już niemodne dodatki w tym samym kolorze, ale ja jestem stara, mnie wolno). Wchodzę, przymierzam, biorę. Płacę. Nie, cofnij. Nie płacę. Pan chce gotówkę. Której, co chyba zrozumiałe, nie posiadam. Ale obok jest bankomat, pan zaczeka (właśnie zamykał). OK, w końcu zabieram swoje nowe butki, pakuję się do tramwaju, hura, jadę wreszcie do domu. Otorbiona, bo: torba, siatka z butami, książka. Dojeżdżam na osiedle, zbieram manele, otwiera mi Córunia i rzuca się na siatkę z ciekawością. Wtedy ja...
Wtedy ja reallizuję, że ilość pakunków mi się nie zgadza - książka została w tramwaju.
Nosz...!
Dziś rano wszystko sprawdziłam: za pierwszą książkę jak najbardziej przelałam wcześniej należność (czyli zapłaciłam dwa razy), drugiej do Biura Rzeczy Znalezionych MPK nie oddano.
Kosztowna ta skleroza.
Nic, tylko robić ze mną interesy.
Całe szczęście, że nie kupiłam tego czajnika, też bym go gdzieś posiała pewnie.
A' propos interesów. Jest do zrobienia. Jeśli ktoś jest kreatywny, to proszbardzo, może się zabierać do roboty. Ja tu po kumotersku reklamuję konkurs Wiedeń w Krakowie, Kraków w Wiedniu:
http://wieninkrakau.uek.krakow.pl
Trzeba wykonać pocztówkę, a można wygrać wyjazd do Austrii. Szanowna Kapituła zdecyduje.
A teraz wreszcie do rzeczy. Poprzednim razem istotnie kula trafiła (według życzenia inwestora) w kamienicę Pod Pająkiem przy ul. Karmelickiej, dom własny architekta Teodora Talowskiego. Nagrodę wygrywa Smoczyca. Co jest nagrodą? No, satysfakcja oczywiście :) i też trochę reklamy, albowiem Smoczyca prowadzi bloga o Krakowie:
A dziś smętne podwórko. Nawet nie podwórko, tylko plac przyszłej budowy - pewnikiem powstaną tu jakoweś apartamenta. Drzewiej jednak inaczej tu bywało, ruch, hałas. Stoimy przy ulicy Czarnowiejskiej przed numerem 17.
W 1887 roku rodzina Górków wybudowała tu sobie murowaną kamienicę. I to by było nic takiego, ale obok Ludwik Górka postawił ślusarnię, którą prowadził sobie dzielnie, a w 1914 roku jego syn, również Ludwik Górka, dobudował do niej spawalnię żelaza. Całość odgradzała od ulicy żelazna siatka z bramą, którą wieńczył napis PRACOWNIA ŚLUSARSKA LUDWIK GÓRKA.
Pracownia ta w latach 20-tych należała do najbardziej znanych i cenionych warsztatów ślusarskich w Krakowie. Wytwarzano tu rozmaite metalowe elementy, na przykład odlew noża zawieszonego w Sukiennicach czy kraty zamykające kramy tamże.
W czasie kryzysu gospodarczego w latach 30-tych warsztat stracił na znaczeniu, a w okresie okupacji, w 1942 roku, Ludwik Górka wpadł w łapankę i wylądował w obozie. W tym czasie pracownia, zawiadowana przez jego żonę Helenę, pracowała dla niemieckiej firmy budowlanej.
Ludwik Górka wrócił po wojnie do Krakowa, ale warsztatem zajmowali się już tylko dwaj synowie - Ludwik i Jerzy. Na początku lat 50-tych zlikwidowano ślusarnię i odlewnię, a pomieszczenia dzierżawiła Spółdzielnia Pożarnicza "Kraków", wytwarzająca gaśnice pianowe. Potem były tu inne firmy, wyrabiano lampy i kinkiety, długopisy i zatyczki do butelek.
Dziś nie ma tu już nic...
Takie i inne jeszcze historie znaleźć można w wydawnictwie Muzeum Inżynierii Miejskiej Dawne zakłady rzemieślnicze i przemysłowe Krakowa, 2000 (szczęśliwie odebranym z allegro bez wypadków).
Zagadki:
JAKIE JESZCZE FIRMY PRZEMYSŁOWE I WYTWÓRNIE MOŻNA BYŁO ZNALEŹĆ PRZY UL. CZARNOWIEJSKIEJ?
JAKA ZNANA RODZINA PROWADZIŁA ZAKŁAD ŚLUSARSKI PRZY UL. RAKOWICKIEJ?
GDZIE DZIAŁAŁ JÓZEF GÓRECKI?
I coś prostszego:
CO SYMBOLIZUJE NÓŻ ZAWIESZONY W SUKIENNICACH?