Baańki

No ku*wa. Już chyba nie można mieć lepszego farta niż ja. Serio.

Wróciłam 13 lipca... po 7 godzinach spędzonych na lotnisku straciłam całą moją radość z powrotu do Polski!

Więc może od początku...

Przyjechałam na lotnisko w Kolonii o 14. Pokręciliśmy się, znaleźliśmy Wizzair. Super.

Odprawa miała się zacząć... no ale, mały problem. Na tablicy ,,ogłoszeń'' wizzair pojawiła się informacja o tym, że samolot ma opóźnienie. Taak. Lot z godziny 15 przesunął się na 20:15 .... haha. Żeby tylko na 20:15.

Okej, dalej.

Bagaże zabrali, zrobili odprawę... Pierwszą godzinę wysiedziałam. Pogapiłam się trochę na ludzi... jakoś zleciało.

W drugiej godzinie zaczęłam się kręcić po lotnisku, poznałam dużo fajnych ludzi... spoczko spoczko. Też jakoś zleciało na rozmowach.

3 i 4 godzina stały się już męczarnią... telefon na wyczerpaniu, aparat na wyczerpaniu, cierpliwość też dobiega końca... nogi bolą, dupa boli. Żyć nie umierać. Pięknie. Ale miałam jeszcze pół torby żelek...

Jakoś o 19 poznałam nowych kolegów, którzy też lecieli tym samolotem co ja, więc postanowiliśmy iść coś zjeść... Jak wróciliśmy to akurat wpuszczali ludzi przez bramki. Więc chyba na nas czas... przeto zaraz ma się odbyć lot.

Po przejściu przez te zajebiście piszczące gówno dowiedzieliśmy się gdzie mamy iść... tam gdzie poszliśmy dowiedzieliśmy się, że lot będzie PRAWDOPODOBNIE o 20:40. Noo... to TYLKO godzina jeszcze...  Ponieważ siedzenia były niewygodne to się na podłodze położyliśmy. O 20:40 nam powiedzieli, że o 21 powinni wpuszczać na pokład... więc czekaliśmy na podłodze, pomiędzy biegającymi bachorami, co darły ryja... rzucały piłeczkami i rozlewały soczek.

Nie wiem o której, ale doczekaliśmy się wejścia na pokład... W Gdańsku wylądowałam o 23:16.

Z A J E B I Ś C I E : D 

A teraz dalej ciesze się moim życiem. Chyba mam do tego powody ; ))