Czego Polacy powinni uczyć się od Portugalczyków?
Część I - uprzejmości. Uprzejmości. I jeszcze raz uprzejmości.
Wiele już słyszeliśmy o tym, że Polacy są takim uprzejmym narodem, że są gościnni i mili. Ale wymuszona gościnność nie ma nic wspólnego ze zwykłą, codzienną życzliwością i dobrocią. A to zdecydowanie nie jest polskim atutem - wystarczy wsiąść do autobusu, stanąć w kolecje w sklepie, pójść na pocztę albo zadać mniej oczywiste pytanie w miejscu publicznym, by przekonać się, że tak naprawdę potrafimy być zgorzkniali, gburowaci i zimni jak klimat, w którym żyjemy.
A tu?
WSZYSCY się uśmiechają do WSZYSTKICH.
Kierowcy zatrzymują się przed pasami. Zawsze. Bez względu na to czy stoisz i czekasz, czy właśnie podszedłeś.
Pani ekspedientka z supermarketu - wlaściwie obca nam osoba - przy czwartej, piątej wizycie zaczyna się uśmiechać z daleka.
Kierowca autobusu zasypuje cię wyjaśnieniami i uśmiechami, kiedy pytasz o drogę lub pomylisz autobus.
Pielęgniarka spotkana pierwszego dnia w szpitalu oferuje ci pomoc w wynajeciu auta na weekend, włączając w to zawiezienie cię do wypożyczalni i załatwienie wszystkiego za ciebie.
Lekarka dzwoni po swojego zięcia, by ten przyjechał i przewiózł cię po mieście, tak dla rozeznania terenu. A on pomaga ci pokonać barierę językową w dworcowej kasie i u fotografa.
Stary lekarz, na widok którego już żałujesz, ze nie uklonileś się w pas, pierwszy podchodzi do ciebie (oczywiście z uśmiechem), gdy stoisz bezczynnie na korytarzu, podaje ci rękę, przedstawia się, wskazuje swój gabinet i oferuje pomoc w razie kłopotów.
Kelner przynosi ci koc, żebyś mógł się okryć i siąść w ogródku restauracji w wietrzny wieczór.
Pierwszego dnia praktyk słyszysz dwadzieścia razy "This is X. If you will have any trouble, talk to him/her."
Personel lekarski zaprasza cię na wspólną kolację i przeprasza, że jednak nie mogło do niej dojść, bo przeszkodziły obowiązki.
Sprzątaczka obdarza cię naprawdę promiennym uśmiechem, bo usunąłeś się z drogi jej polerki do linoleum.
Lekarka macha do ciebie na korytarzu, żebyś przyszedł, bo ona chce ci coś pokazać lub czegoś cię nauczyć. TAK. Sama z siebie chce cię uczyć i robi to przez dobrych parę godzin.
Lekarz, z którym codziennie siedzisz w przychodni pyta cię, czy nie chciałabyś przed pracą pójść na śniadanie.
Konduktor w pociągu kasuje twój bilet, po czym patrzy ci w oczy i szczerze mówi "Dziękuję". Każdemu.
Na krótkie pytanie "Gdzie tu moglibyśmy pójść na spacer?" zadane w hostelowej recepcji dostajesz kilkuminutowy stos wyjaśnień, okraszony uśmiechem, mapą i zdjęciami z google.
Fryzjerka przeprasza cię, że nie mówi po angielsku.
Nikt nie obnosi się z nazwiskami i tytułami naukowymi - wszyscy mówią do siebie po imieniu, jak do równego sobie. Lekarze do pacjentów, pielęgniarki do lekarzy, recepcjonistki do stażystów, stażyści do lekarzy.
i wiele, wiele innych...
A nie minęła nawet połowa wyjazdu.
[Zdjęcie: stary Portugalczyk]