Czas lubie odliczać w kreskach i odległości do portu ostatecznego
i pijąc kolejki gdzieś jeszcze w ramach trzeźwości wstępnej
i też trochę pomiędzy dojściem na szczyt rauszu
i też tak jakby już zbratany z etanolem mocno przyjemności lubię dodawać w rozliczeniu do siebie,
sumując jakby znaczyły coś więcej,
bo ezoteryczna chwila to tylko krok na długiej drodze
moje przyjemności to Twoje minusy, ujemne cechy,
jak minusy mogą dać plus, skoro składają się z kresek poziomych
zamawiam w necie soczewki, tam też minusy
przeszłości grubą kreską nie przekreślisz,
najwyżej skreślisz grubą kreskę,
a przyszłość to jak wdzianko zimowe dla psa: nie lubię, ale muszę,
nie chcę, ale bez niej terazniejszość byłaby liczona właśnie teraz,
określana miarą kiedyś lub później, jeszcze nie teraz,
a później będzie następnym wczoraj, jakby wczesniej bylo pozniej niz teraz
jeśli kierując statkiem, ruszam się przez życie, to mój statek został napadnięty przez piratów,
a ja pod pokładem zdycham,
chorobę morską mam na lądzie,
na morzu mi żołądek nie sprzyja
ci, którzy byli przede mną dali mi natchnienie
by iść w ich ślady, chociaż komfort mieli mniejszy
zdychali w jaskiniach,
zdychali obok Spartakusa,
zdychali pod piramidami,
nie przezyli frontu w Wietnamie,
padali przed Hannibalem,
lubię, gdy szykanują ze statku deptanego przez piratów,
machając bezwiednie wiosłami w przycumowanym kajaku.