Poznaliśmy się dokładnie 2 lata temu. Był dla mnie ważny, chociaż wcale nie wiedziałam o nim wiele. Był moim najlepszym przyjacielem, pomimo dzielących nas kilometrów. Potrafiliśmy w danej chwili rzucić wszystko, by tylko zobaczyć się na skype. Rzuciłam się na łóżko, założyłam słuchawki. Jutro spotykamy się pierwszy raz. Nie dam rady - pomyślałam. A jeżeli się zakocham? Nie poradzę sobie z tym. Co z tego, że raz na jakiś czas go zobaczę, jeżeli za każdym razem będzie trzeba się rozstać z myślą: Żegnaj, do "nie wiem kiedy". Nie, nawet nie przyjmuję do siebie takiej myśli. Jesteśmy przyjaciółmi. Nic tego nie zepsuje.
Obudził mnie dźwięk znienawidzonego budzika. Za godzinę mam być na dworcu. Pędem pobiegłam do łazienki z przerażeniem, że nie zdążę. O dziwo już po 30min wyszłam z domu. Denerwowałam się jak nigdy. Po głowie chodziły mi wyłącznie myśli: A jeżeli nie polubi mnie na żywo? Jeżeli wydam się mu całkiem inna, gorsza? Kiedy zobaczyłam Jego wychodzącego z wielkiego, czerwonego autobusu, sparaliżowało mnie. Strach przeszył całe moje ciało. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Zobaczyłam Jego - Wysokiego, ciemnowłosego, szczupłego chłopaka, który znaczył dla mnie tak wiele. Na chwilę zapomniałam o strachu i przypominałam sobie nasze wirtualne rozmowy. Kiedy bez żadnego wstydu i wątpliwości mogłam mu powiedzieć dosłownie o wszystkim. Podeszłam do niego. Spojrzałam w Jego piwne oczy i uśmiech, który wyglądał znacznie lepiej na żywo. Powiedziałam "Hej" i wpadłam w Jego ramiona. Pachniał. Tak cudownie pachniał, że nie chciałam go puszczać. "Siema, mała" Powiedział z cholernym optymizmem i radością w oczach. Złapał mnie za rękę i już po chwili czułam się całkowicie swobodnie. Przecież to On - pomyślałam. Chłopak, który zna Cię na wylot. Poszliśmy przed siebie. Rozmawialiśmy o wszystkim. Nie skupiałam się na Jego słowach. Uwielbiałam kiedy dużo mówił, bo ton Jego głosu przyprawiał mnie o dreszcze. Po kilku godzinach musiał już wracać. Czas zleciał mi szybko. Za szybko. Stanęliśmy obok autobusu, który za chwilę miał odjechać razem z Nim. Dzięki za dzisiaj, było miło - powiedziałam. Zbliżył się do mnie. Miałam wrażenie, że zaraz moje serce wyskoczy z klatki piersiowej. Objął swoimi dłońmi moje policzki. Nigdy się tak nie czułam. Marzyłam, by ta chwila się nie kończyła. Poczułam Jego ciepły oddech na moich wargach. Delikatnie mnie pocałował. Będę tęsknił, księżniczko - wyszeptał mi do ucha. Odszedł. Wsiadł do autobusu. Stałam jak zaczarowana. Ostatni raz pomachał mi przez okno, a po chwili przyszedł sms:"Niedługo się widzimy, tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Czekaj na mnie na skype :*"
Do domu wróciłam cała w skowronkach. Położyłam się na łóżku. Na samo wspomnienie o jego dotyku i przerażająco pięknym spojrzeniu, w moim brzuchu roiło się od motylków, a po plecach przechodziły mi niesamowite ciarki. Zakochałam się? Cholera, chyba tak.