Byłam dzisiaj na koncercie...znajomych. Było naprawdę fajnie...ale czuję pewien niedpsyt w związku z wokalistą...może to już spaczenie, nazwijmy je "zawodowym" ale ja poporstu inaczej nie umiem...przez cały koncert grali świetnie tylko ten wokalista któy mowił mi "mam to gdzieś i tak jestem zajebisty, możecie pocałować mnie w dupę". Podeszłam do perkusisty,bo znam, do gitzrysty bo znam-resty skłądu nie znam...pogadałam, powiedziałam otwarcie co myślę. Damian zmotywował mnie do podejścia pezposrednio do...hmmm...śpiewaka(?). Powiedziałam tylko to co czułam-może dlatego, że trochę wypiłam, nie weim...w każdym razie powiedziałam, ze miałam wrażenie, że cały występ ma mnie daleko w dupie
i że pokazuje to w bardzo...i tu brak słowa...dziwny(?)...jakiś nienaturalny, a może zbyt naturalny sposób...nie tak jako Morrison, który robił z koncertu spektakl...nieistotne.Powiedział w każdym razie, że ma to w dupie, i że i tak będzie robił co chce...i gdzie w tym logika?? Może nie powinnam podchodzić tzn zdecydowanie nie powinnam podchodzić...ale chłopaki mówią że nie jestem pierwsza, któa zwraca mu na to uwagę, ja jako amatorka, ale tez profesjonalni muzycy, którzy go słyszeli...
BEZ SENSU!?