Wiesz z kim jesteś. Wiesz komu się oświadczyłeś. Kogo pokochałeś. Dlaczego oddałeś mi ten cholerny pierścionek. Dlaczego ja nosząc go, ten dowód miłości, nie mogę być pewna że mnie kochasz nad wszystko i pragniesz być ze mną. Nienawidzę siebie za to że zawsze wszystko musze popsuć. Że nie nadaję się do życia z ludźmi. Też się zastanawiałam czy to ma sens ostatnio, ale jak Ty mi mówisz że nie ma, znaczy że nie wiesz czy ma, to znowu mnie wszystko boli w środku. Chciałbyś mnie udusić, a nie masz odwagi. Ja też nie, niestety. Może kiedyś mi serce pęknie przez Ciebie, bo boli tak bardzo czasami. Byłoby łatwiej, jakby już z tego bólu nie miało siły bić. Kiedyś też pękało, ale kiedyś z miłości ogromnej do Ciebie, zakochania, poczucia bezpieczeństwa.. Jednego dnia mówisz mi że będziesz ze mną do końca świata. Dziś powiedziałeś, że masz nadzieję że kiedyś znajdę kogoś z kim będzie mi lepiej. A ja myślałam, że znalazłam tego kogoś. Jak mam Ci wierzyć, jak mam Ci ufać, jak mam Cię bezgranicznie kochać, jak nie czuję się bezpieczna...
Tylko dlaczego pojawiłeś się w moim życiu. Po cholerę Cię tam przywiało jak ma być jeszcze gorzej niż było przed Tobą. Uwierzyłam, że można ze mną być, żyć, że ktoś ze mną wytrzymuje. Mało! że mnie kocha taką jaką jestem.
Nie da się mnie kochać. Nawet ja, egoistka, siebie nienawidzę.
To Ty się zmieniłeś. Dlaczego oczekujesz ode mnie tylu zmian... Nie tworzymy związku partnerskiego, homoseksualnego, gdzie obie strony mają takie same prawa, wymagania itd. Tyle wiadomo o różnicach między kobietą a mężczyzną, i nie wiem dlaczego oczekujesz ode mnie że będę Cię traktować tak jak Ty mnie. Mężczyzna wymaga innego podejścia, kobieta innego. Dlaczego tego nie chcesz zaakceptować...