tak zimno na zewnątrz. i przymroziło. listopad. jest poniedziałek i piję drugie piwo. tak to jest, jak się jest głupkiem i się nie uważa, jak się łazi. mam urlop niepłatny od szkoły na dni siedem. i tak sobie rozmyślam tą nocną już bardzo porą, czytając równocześnie moje wypociny sprzed lat trzech dokładnie. jaka ja byłam mądra. wystarczyło pół roku, żeby to wszystko diabli wzięli. tak mało czasu, a mogło spierdolić cały mój intelekt, który pielęgnowałam przez lata, wszystkie ambicje, które karmiłam marzeniami każdej sennej nocy i wszystkie plany, które wymyślałam każdej bezsennej. na szczęście wyszło na dobre. tak mi to na myśl przynosi banalną z lekka myśl, że bez przyczyny nic się nie dzieje. gdybym nie "popłynęła z tematem", to pewnie dziś nie miałabym kolejnej najważniejszej osoby w moim życiu. nie byłabym bogatsza o te parę doświadczeń i może w przyszłości zrobiłabym jeszcze więcej głupot? mniejsza.
oj jak mi dobrze i błogo. papieros mi tylko szyki psuje, bo jakoś mi tak nieładnie w buzi przez niego. a i tak miałam tak wiele planów przez te ostatnie parę miesięcy. a tu kosmetyka, a tam języki, a jeszcze ćwiczenia i dieta były w międzyczasie. ale zapał słomiany, mój brat w niedoli, nie opuszcza mnie, jak przystało na nieodłączną rysę na mym charakterze. i tyję sobie beztrosko. i przedłużam dzieciństwo studiowaniem nieroztropnym i oddycham tym wszystkim. i oj jak mi dobrze. mam takie zaplecze osobiste, niezłomne, niepokonane. i o matko, jak ja rosnę. nie tylko wszerz. ja rosnę w środku, w natalce. moja wewnętrzna papuga karmi się tym szczęściem niezauważonym na pierwszy rzut oka i tą stabilizacją i brakiem zmian nieoczekiwanych i tym punktem zaczepienia też. i że przyznaję się do błędów. i patrzę na ludzi przez pryzmat nie mój, a ich, jako jednostki. i, oj. jak mi dziwnie z obowiązkiem poszerzenia horyzontów i wiedzy u innych osób. i biorę się z uporem maniaka za nauczanie. co mnie dziwi niezmiernie - wychodzi mi to! dobrym pedagogiem okazuję się bwyć, co budzi wrzawę i dyskusyjne nastroje wśród moich osobowości i osób postronnych. ha, ale ten bełkot pseudointeligentny wydaje mi się być górnolotny w tym momencie.
kurwa, mam tyle do powiedzenia. tyle do przelania na papier, klawiaturę, ucho, co kolwiek. na dwadzieścianiecałejeden lat mojego życia, mam tyle dydaktycznych i wychowawczych pierdół do przekazania. walić to. patrząc w przeszłość można całe życie przegapić, więc walić to! dlatego też po części wrócę do moich sztandarowych haseł sprzed paru lat. BAWMY SIĘ, PIJMY, SZALEJMY. ale ogarniajmy. nie ma "jakby jutra miało nie być". jutro będzie. zawsze kurwa będzie. i trzeba o tym myśleć, bo któregoś dnia obudzimy się z ręką w nocniku.
śmieszne to wszystko. ciekawe co za trzy lata wymyślę czytając te pierdoły spłodzone w macicy mojego pokiereszowanego umysłu. ha. obym miała o czym pisać.
słowa klucze: #mateusz, #pękniętypalecunogi, #wszystkowporzo, #nawetdobrzeciidzienastudiachwiectegoniespierdol